Zdaniem dziennika, Piotrowski jest jednym z głównych reporterów "FiM". "Rzeczpospolita" swe twierdzenia opiera na rozmowach z byłymi pracownikami tygodnika. Dwie proszące o zachowanie anonimowości osoby niezależnie od siebie zdradziły dziennikarzom, że były esbek używa dwóch kobiecych pseudonimów: Dominika Nagel i Anna Tarczyńska.

Reklama

Sam Kotliński nie chciał się odnieść do tych informacji. Dziennikarzom "Rz" zapowiedział, że poczeka na to, co opublikują. Dwa tygodnie wcześniej otwarcie zaprzeczał współpracy jego tygodnika z Piotrowskim. Na konferencji prasowej zarzucił pytającemu go dziennikarzowi kłamstwo i zagroził procesem.

O związkach "FiM" z Grzegorzem Piotrowskim wspomniała już po wyborach także Monika Olejnik. Po jej słowach w tygodniku pojawiły się artykuły dotyczące rzekomej esbeckiej przeszłości jej ojca i sugerujące, że dziennikarka nie zrobiłaby takiej kariery gdyby nie jego kontakty rodem z PRL.

>>> Tygodnik Kotlińskiego uderza w Monikę Olejnik. Co na to Ruch Palikota?

Reklama

"Rzeczpospolita" opisuje współpracę Piotrowskiego z "FiM". Ma się on pojawiać w redakcji raz w tygodniu, by przygotować swe teksty do druku. Z analizy materiałów opatrzonych dwoma pseudonimami, którymi ma się posługiwać były esbek, wynika, że jego głównym tematem zainteresowań jest Kościół katolicki. Osiem lat temu Piotrowski miał też pisać o śledztwie IPN w sprawie mordu na księdzu Popiełuszce. Jak pisze "Rz", pieniądze za pracę przelewane są na konto żony Piotrowskiego, Janiny P. (nie nosi ona nazwiska męża). Zbierając informacje, były esbek ma się najczęściej przedstawiać jako asystent Anny Tarczyńskiej.

Tym, kto ukrywa się pod pseudonimem Anna Tarczyńska, sąd i prokuratura interesowały się już w ubiegłym roku. Wówczas do publikowania pod tym nazwiskiem przyznał się zastępca Romana Kotlińskiego, Marek Szenborn. Później jednak odwołał on swoje zeznania, tłumacząc się podstępem, co jakiego miała uciec się przesłuchująca go prokurator. Sąd mu nie uwierzył, ale i tak sprawę umorzył. Jednak, jak pisze "Rzeczpospolita", z lektury archiwów tygodnika wynika, że Szenborn nie może być Tarczyńską, bo teksty są podpisane wspólnie oboma nazwiskami.