Wszystko dotyczy sprawy, której początek sięga 2010 roku. Wtedy do prokuratury zgłosiła się dziennikarka, która opowiedziała o znalezisku, na które przechodzień natrafił na placu Kościuszki we Wrocławiu. Były to dokumenty bankowe, pochodzące z działu windykacji Eurobanku.
Dokumenty trafiły z powrotem do banku, który chciał się jednak skontaktować ze znalazcą - zdaniem "Gazety Wrocławskiej" bezskutecznie. Zdaniem prokuratury, był nim właśnie Paweł Miter, wówczas były już pracownik Eurobanku. Odnalezione dokumenty miały dotyczyć prowadzonych przez niego spraw.
Inaczej tę sprawę przedstawia sam Miter. W ubiegłym roku, gdy tylko się dowiedziałem, że jestem poszukiwany jako świadek w jakiejś sprawie, natychmiast zgłosiłem się do prokuratury i złożyłem zeznania. Zostawiłem swój adres i nie dostałem żadnego innego wezwania - mówi w rozmowie z "Gazetą Wrocławską". Zapewnia, że to nie on był owym "przechodniem" i podkreśla, że do zaginionych dokumentów - poza nim - dostęp miało 120 innych osób.
Reklama
Reklama