Prawnik z kancelarii prawnej Gessel przyznaje, że winnego wycieku drastycznych zdjęć dziś nie da się wskazać. Podkreśla jednak, że czas i okoliczności pojawienia się zdjęć w sieci nie jest przypadkowy. On (wyciek zdjęć do sieci) miał stać się kroplą przelewającą czarę goryczy wśród Polaków. Zdjęcia miały jakby podsycić ciąg zdarzeń, który widać było przy analizie ostatnich wyników sondaży poparcia dla partii politycznych. Widać wyraźnie, że Rosjanie podejmują działania związane ze Smoleńskiem wtedy, kiedy polska strona nie ma możliwości reakcji - argumentuje prawnik, przypominając, że MAK na publikację swego raportu wybrał czas urlopu premiera Donalda Tuska.

Reklama

Dlaczego więc wybrano właśnie ten moment? Piotr Schramm zwraca uwagę, że ujawnienie wstrząsających zdjęć miało miejsce, gdy w Polsce trwała dyskusja nad prawidłowością procesu wyjaśniania przyczyn i okoliczności katastrofy smoleńskiej. Z drugiej - stało się to w obliczu pikujących sondaży partii rządzącej. Zyska pewnie na tym partia opozycyjna, bowiem emocje związane z tragedią z 10 kwietnia są cały czas bardzo żywe wśród Polaków. Pewnie niedługo rozgorzeje dyskusja wokół tego - mówi. Przypomina, że kontrowersje wywołały słowa minister Ewy Kopacz o sekcjach zwłok, które potem były przez nią prostowane. Teraz się okazuje, że ochrona BOR też była wątpliwa - no, bo patrząc na sprawę wnikliwie, jak funkcjonariusze pilnowali ciała, skoro można było swobodnie robić zdjęcia, nikt tego nie kontrolował. To kolejny kamyk do ogródka partii rządzącej - argumentuje.

Moje doświadczenie prawnicze związane z obsługą różnego rodzaju kontraktów biznesowych mówi jednoznacznie, że we wszelkiego rodzaju sprawach na tak wysokim szczeblu nic nie dzieje się przez przypadek - stwierdza Schramm.