Od 2009 r. liczba samobójstw rośnie, już skoczyła do ponad 6 tys., a tempo wzrostu jest podobne jak w Grecji - potwierdza prof. Maria Jarosz, socjolog z Instytutu Studiów Politycznych PAN, autorka publikacji i badań dotyczących samobójstw. - Są one wskaźnikiem kondycji społecznej, także dezintegracji społeczeństwa. Jeżeli ich liczba rośnie, jest to bardzo mocny wskaźnik, że jest źle - tłumaczy w "Rzeczpospolitej".

Reklama

80 proc. samobójców to mężczyźni. Najczęściej się wieszają, rzadziej rzucają się z mostu czy z okna, podcinają żyły czy trują środkami nasennymi. Powodem coraz częściej jest brak środków do życia lub brak pracy. Odebrać sobie życie próbują najczęściej ludzie po pięćdziesiątce (co piąty samobójca) oraz po trzydziestce. Najczarniejsze dni to sobota i poniedziałek.

Bezrobocie, coraz większa eksploatacja pracownika - to ludzi najbardziej dobija - powiedział "Rzeczpospolitej" prof. Brunon Hołyst.

Eksperci sugerują, że policyjne dane odsłaniają tylko część prawdy o samobójstwach. W istocie jest ich więcej.

To lekarze, a nie policjanci wystawiają akty zgonu - zauważa jeden z rozmówców "Rz". Policjanci badają te przypadki, co do których są wątpliwości, czy np. ktoś desperata nie nakłaniał do śmierci albo czy tak nie uprzykrzył mu życia, że ten postanowił się zabić.

Reklama