Były dyrektor Centrum Projektów Informatycznych współpracuje ze śledczymi tropiącymi korupcję przy przetargach na informatyzację kraju. Swoją pełną współpracę tłumaczy tym, że jego wspólnicy nie zapewnili mu najlepszych prawników - wynika z informacji DGP.
Andrzej M., były szef Centrum Projektów Informatycznych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, jest tzw. małym świadkiem koronnym. Kilka dni po zatrzymaniu przez CBA zdecydował się na współpracę. Ma szansę na nadzwyczajne złagodzenie kary. Z naszych informacji wynika, że dyrektor M. rozpisał schematy wręczania łapówek i mechanizmy zawyżania cen za systemy informatyczne przez polskie firmy i międzynarodowe koncerny.
Efektem tej wiedzy jest prześwietlanie przez CBA i prokuratorów z warszawskiej prokuratury apelacyjnej niemal 200 przetargów w policji, MSW i niemal wszystkich ministerstwach i urzędach centralnych. Dotąd 40 osób usłyszało zarzuty karne, wiele spośród nich trafiło do aresztów tymczasowych. W ubiegłym tygodniu sąd zdecydował, że wysoki rangą urzędnik z Ministerstwa Spraw Zagranicznych Monika F. pozostanie w areszcie. Jest ona podejrzana o to, że pomogła wygrać przetarg o wartości 34 mln zł na obsługę medialną polskiej prezydencji w Unii Europejskiej konsorcjum firm, w które zaangażowany był jej konkubent. Z naszych informacji wynika, że tylko na tym zamówieniu budżet mógł stracić kilkanaście milionów, przepłacając za usługi.
Sprawdzamy, jak konsorcjum podzieliło się środkami. Dwie firmy wykonywały rzeczywistą pracę. Brak śladów, by trzecia cokolwiek zrobiła, za to zainkasowała kilkanaście milionów - przyznaje nasz rozmówca. Według jednej ze spekulacji Andrzej M. miał się wycofać ze złożonych zeznań obciążających m.in. dyrektorów z IBM i HP, a także wiceministra Witolda D. To nieprawda - usłyszeliśmy w warszawskiej prokuraturze apelacyjnej.
Reklama