Pilecki trafił do Auschwitz-Birkenau dobrowolnie, zorganizował tam ruch oporu, a potem pisał jako jeden z pierwszych raporty z dokonywanych tam zbrodni.

CZYTAJ TAKŻE: Brak zaproszenia dla rodziny Pileckiego? PiS chce głowy dyrektora>>>

Reklama

Minister Omilanowska w rozmowie z dziennikarzami podkreślała, że zgodnie z tradycją to Muzeum i Rady Oświęcimska zajmują się wszystkimi sprawami związanymi z zaproszeniami czy informacją o uroczystościach. - Chodzi właśnie o całkowite odpolitycznienie działań podejmowanych na gruncie niezwykle wrażliwym zarówno krajowym jak i międzynarodowym - tłumaczyła minister kultury i dziedzictwa narodowego.

Małgorzata Omilanowska przypomniała, że Rada Oświęcimska nie skierowała zaproszeń także do żadnej głowy państwa ani żadnego reprezentanta jakiegokolwiek kraju na świecie. Małgorzata Omilanowska dodała, że wszyscy wiedzieli o uroczystościach i każdy mógł zgłosić chęć przyjazdu.

Reklama

- Muzeum starało się spełnić prośby wszystkich zainteresowanych, ale poza ocalałymi nikt nie był na tę uroczystość zaproszony - podkreśliła minister kultury.

W podobnym tonie wypowiada się Iwona Śledzińska-Katarasińska. - Do tej sprawy należy podejść spokojnie i poprosić o wyjaśnienia - mówi przewodnicząca sejmowej komisji kultury i środków przekazu

Zdaniem Iwony Śledzińskiej - Katarasińskiej dyrektora Muzeum Auschwitz, podobnie jak każdego innego, należy oceniać za całokształt działalności, a ta jest dla Cywińskiego pozytywna. Jej zdaniem, muzeum jest prowadzone znakomicie, a przygotowaniu i przebiegowi uroczystości trudno cokolwiek zarzucić. Przewodnicząca komisji kultury dodaje, że oczywiście minister kultury może prosić pana dyrektora "o jakieś bardziej szczegółowe wyjaśnienie, być może takie wyjaśnienie należy się również opinii publicznej".

W związku z niezaproszeniem rodziny rotmistrza Pileckiego Prawo i Sprawiedliwość domaga się odwołania dyrektora Muzeum Auschwitz Piotra Cywińskiego. Ten wyjaśnił wczoraj, że na uroczystości "zapraszani byli przede wszystkim więźniowie oraz wiele osób, które się zgłaszały", że chcą uczestniczyć w uroczystościach. - Dzieci różnych byłych więźniów, wnuki, wdowy, rodziny to są setki tysięcy osób. Jeśli ktoś się zgłaszał, staraliśmy się w ramach wąskiej puli go umieszczać. Trudno, żeby rozesłać setki tysięcy zaproszeń - mówił Piotr Cywiński. Dodał, że organizatorzy nie chcieli wybierać, kogo zaprosić, a kogo nie.