Posypały się komentarze od fanów Kwestii Smaku zarzucające sieci dyskontów plagiat i kradzież cudzego pomysłu. Z drugiej strony blogerce dostało się, że sama na pewno przepis zna z zagranicznych książek czy blogów i woda sodowa uderzyła jej do głowy.
Autorka bloga zaczęła więc łagodzić: "Z moich ust nigdy nie padło słowo »plagiat« czy »kradzież«. Wiem, że przepisy nie są objęte prawem autorskim. Zapytałam po prostu, co o tym myślicie, że Lidl korzysta z mojego przepisu. Bo fakt jest taki, że to jest mój przepis. To ja stałam nad garnkiem w kuchni i odmierzyłam właśnie takie proporcje składników sosu. Jeśli podaliby inne proporcje czy składniki, nie byłoby tematu. Ale użycie tych samych proporcji i składników przez giganta spożywczego w ich promowanym poście na Facebooku uważam za brak profesjonalizmu".
Reklama
Lidl na te zarzuty odpisał: "Kilka podobnych przepisów na makaron soba w sosie hoisin było dla nas inspiracją. Podobieństwo pomiędzy Twoim a naszym przepisem nie było intencjonalne. To dość popularny przepis. Regularnie współpracujemy z blogerami, którzy również ogromnie nas zaskakują i inspirują swoim talentem. Przepraszamy, jeśli nasza realizacja zbyt mocno przypominała Twój pomysł – nie było to zamierzone".
Reklama
To, że przepis nie był zamierzoną inspiracją, potwierdza nam Anna Biskup, PR manager Lidl Polska. – Inspirujemy do twórczego gotowania, próbowania nowych smaków i aromatów. Na naszym portalu znaleźć można wiele bardzo dobrze jakościowo opracowanych przepisów i instruktaży, które powstają m.in. we współpracy z Karolem Okrasą, Dorotą Wellman, Pawłem Małeckim oraz ich gośćmi – mówi Biskup i dodaje, że na dialog z blogosferą też są otwarci.
Procesu o azjatyckie danie więc nie będzie. Ale jest to przykład coraz częściej pojawiających się kontrowersji wokół przepisów. – Jest z nimi problem. W tym sensie, że choć w ocenie ich autorów, ale także odbiorców mogą być autorskim dziełem, to inaczej widzi to prawo – ocenia radca prawny Monika Wieczorek, wspólnik w Kancelarii Prawnej EDGE/Wieczorek. – Wykładnia jest taka, że prawem autorskim chronione są przejawy działalności twórczej o indywidualnym charakterze. Takiej ochronie nie podlegają procedury, metody, a więc i przepisy. I to nawet wtedy, gdy użyte zostaną identyczne składniki, w tych samych proporcjach i w takiej samej kolejności. Wystarczy, że kolejny autor nada inną formę opisowi przygotowania dania – tłumaczy i dodaje, że opisy przygotowywania danej potrawy, czy zdjęcia są już chronione.
Jednak gdy pojawia się zarzut takiego plagiatu, może się to źle skończyć dla wykorzystującego cudzy przepis. Odczuła to amerykańska gwiazda telewizji kulinarnej Anne Thornton, której program na kanale Food Network w 2012 r. skasowano w otoczce skandalu. Poszło o to, że za bardzo inspirowała się przepisami jednej z najbardziej znanych w USA gwiazd telewizyjnego gotowania – Marthy Stewart. Stało się tak, mimo iż Thornton gotowała, nadając przepisom inną formę niż Stewart.
– U nas tylko wierne wykorzystanie opisu przepisu kulinarnego jest naruszeniem prawa. Ale coraz częściej pojawiają się kontrowersje dotyczące samych przepisów – tłumaczy Wieczorek. – W końcu nawet Sąd Najwyższy uznał, że książki kucharskie jako twórczość ujawniona publicznie o charakterze indywidualnym mogą być objęte ochroną. Dlaczego by więc nie odnieść tego i do blogów kulinarnych? – zastanawia się prawniczka. Wyrok, o którym mówi, to sprawa jeszcze z 1932 r. (II K 1092/32), kiedy SN stwierdził, że książki kucharskie mogą być przedmiotem prawa autorskiego, jeżeli forma ich opracowania, układ lub wyjaśnienia mają charakter samodzielny i indywidualny.
A takie przecież są dziś blogi kulinarne. Szczególnie że są one naprawdę poważną siłą na rynku (Kwestia Smaku działa od 2008 r. i dwa lata temu zdobyła jako pierwszy blog w Polsce milion stałych czytelników), a problemy z autorstwem przepisów, jakie tworzą i publikują blogerzy, pojawiają się regularnie.