O prawie 5 mln rekompensaty za śmierć męża w katastrofie smoleńskiej zawnioskowała Beata Gosiewska, europosłanka PiS. Tuż po katastrofie smoleńskiej Gosiewska wraz z dziećmi otrzymała już 750 tys. zł zadośćuczynienia, 40 tys. zł jednorazowej pomocy od państwa, 100 tys. zł odszkodowania od Kancelarii Sejmu. Dzieci Przemysława Gosiewskiego otrzymały po 2 tys. zł comiesięcznej renty, która ma być wypłacana do ukończenia przez nie 18 lat albo zakończenia nauki. CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT>>>

Reklama

Skoro czeka mnie przymusowa ekshumacja i ponowny pogrzeb męża po niemal 7 latach... pozwolę sobie na kilka pytań - pisze Łuczak-Surówka. - Nikogo nie dziwi, że o milionowe odszkodowania pozwy do sądów składają tylko bliscy z obozu obecnej władzy rządzącej? sądzicie, że nikt im nie zasugerował, by teraz złożyć? - pyta żona zmarłego funkcjonariusza BOR.

Wdowa po Jacku Surówce, przypomina, że nie ma renty po mężu, choć zginął na służbie. - Renty odmówiono mi, bo "miałam tylko 36 lat" a kiedy koledzy męża dopominali się i mnie popchnęli by złożyć dokumenty to unurzano mnie w błocie biurokracji i tylko upokorzono po nic. Nie chcę niczyjej łaski. Lepiej lub gorzej radzę sobie od ponad 6,5 roku. Sama. Nie oczekuje łaski, tylko szacunku i nie znam kraju, w których funkcjonariusz ginie na służbie a wdowa nie dostaje renty. Poza własnym krajem i własnym przykładem (sic!) nie znam. Oczekuje szacunku i spokoju. Czy to aż tak dużo? - pyta.

Reklama

Według Łuczak-Surówki, zapowiadana ekshumacja męża oznacza "unurzanie najbliższych ofiar w błocie wynurzeń na temat ekshumacji robionych "za państwowe pieniądze"". - Ekshumacji, na które my bliscy nie mamy sił i które dla wielu z nas będą kolejną osobistą tragedią. Tylko kogo to interesuje? Ekshumacji, które wiążą się dla nas z koniecznością zorganizowania kolejnego pogrzebu. Czy jesteście to sobie w stanie wyobrazić? - pisze Krystyna Łuczak-Surówka.

Jacek Surówka, funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu, miał 36 lat. - Uśmiechnięty przystojniak. Zawsze z każdym umiał porozmawiać, znaleźć wspólny język. Nawet gdy los nas bardzo doświadczał, umiał powiedzieć coś takiego, że szczerze się śmiałam - wspominała Go żona. W BOR służył od 2001 do 2010 roku. Koledzy nadali mu pseudonim "Płetwa". Charytatywnie pomagał niepełnosprawnym dzieciom. Malował. Władał wieloma językami, m.in. angielskim, niemieckim i hebrajskim. Pośmiertnie odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Spoczywa na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.