Blog Joli Szymańskiej wzbudza skrajne emocje. Nie tylko wśród katolików. Bo skąd u młodej kobiety tak duża potrzeba szerzenia wiary? Złośliwi twierdzą, że to kolejny przejaw mody. Inni, że w końcu ktoś opowiada o Bogu, używając słów przemawiających do młodych ludzi. Hipsterkatoliczka.pl, jak sama wyjaśnia Jola, to opowieść o drodze do Miłości. Zdrowej Miłości.

Reklama

"Jak osiągnąć pokój? Kim naprawdę jestem? Gdzie odnaleźć Boga? Dlaczego cierpię? Jeżeli zadajesz sobie te pytania, prawdopodobnie szukasz w życiu czegoś więcej niż pozory i płytkie relacje. To znaczy, że dobija się do Ciebie Dobro. Możesz go spróbować. Pozwól sobie na SMAK. Zobacz swój prawdziwy OBRAZ. Odkryj PRZESTRZEŃ, która na Ciebie czeka. Pozwól Jezusowi stać się Panem Twojego życia" - zwraca się do internautów. Wzbudzając aplauz lub salwy śmiechu tych, którzy uważają, że "moheractwa" nie się ukryć.

Ale chociaż są i tacy, którzy hejtują wpisy Joli (np. jeden z ostatnich dotyczy tego, czy katoliczki mogą używać czerwonej szminki), ona sama twierdzi, że nigdy nie spotkała się z zarzutami, że powinna być bardziej poważna. Bo tak samo jak katoliczce przystoi malowanie ust na czerwono, tak może sobie pozwolić na luz i poczucie humoru. Także w kwestiach wiary. Czy osoba wierząca musi być ciągle poważna? Nigdy w życiu! Mamy być sobą. Nie róbmy z katolicyzmu wykrochmalonej spódnicy za kolano, to byłaby parodia chrześcijaństwa - podkreśla.

Wykrochmalone spódnice za kolano przeminęły - powtarzają za nią hipsterkatolicy. Tak samo przeminęli oazowcy, ich "przodkowie” sprzed 20 lat. Dzisiaj mało kogo skusi wspólne śpiewanie przy akompaniamencie gitary. Dzisiaj do wiary przyciągnąć ma internet. I właśnie za pośrednictwem sieci hipsterkatolik dzieli się przemyśleniami na temat wiary i życia. Jola bez oporów opowiada o tym, co ją ukształtowało i co jest dla niej najważniejsze. Nie lęka się ani hejterów, ani niedowiarków. Przyznaje, że kiedyś najważniejsze były dla niej ambicja, nauka i rozwój, ale jak podkreśla - już dawno wyparła je radość z życia. I, oczywiście, nadzieja na zbawienie. Zawsze towarzyszyła mi spokojna świadomość tego, że Bóg przy mnie jest, że jest dobry i że strasznie się z tego cieszę. Dlaczego piszę? Bo lubię, bo taką mam pracę, bo wierzę, że taka jest wola Boga - mówi.

Reklama

Jola na każdym kroku podkreśla zresztą, że wszystko, co ma, i to, kim jest, zawdzięcza Bogu i rodzinie. Chociaż wcale nie spędziła dzieciństwa w kościele. Ale moja prababcia to moherowy beret. Skończyła trzy klasy szkoły podstawowej, pracowała jako służba, przeżyła wojnę i PRL, urodziła piątkę dzieci. Teraz sobie siada, ma radyjko, słucha koronki w Radiu Maryja. W tej prostocie jest coś urzekającego i wzruszającego - opowiada Jola, dodając, że ma wśród znajomych nie tylko wierzących. Wiara nigdy nie przeszkadzała mi w budowaniu relacji. Jedyną przeszkodą było zacietrzewienie, głupie zamykanie się na inne spojrzenie i pogarda dla drugiego. A to w żadnym stopniu nie jest zależne od wiary, poglądów czy pochodzenia – podkreśla.

Jak na hipsterkatoliczkę przystało, nie chodzi do kościoła, tylko jak mówi - uprawia churching. W kościele jest raz w tygodniu, w niedzielę. Chodzi na mszę tam, gdzie chce, a nie tylko do swojej parafii. Najchętniej idę do dominikanów lub jezuitów, bo u nich czuję się jak w domu. Kiedy mam czas, słucham rozważań do Ewangelii. I muzyki. Chrześcijańskiej: zespołu owca, Agnieszki Musiał albo Małgosi Hutek - opowiada. To pomaga Joli oderwać się od ziemskich głupot i skupić się na Bogu.

Reklama