Przede wszystkim nie stosować – tak o konwencji antyprzemocowej wypowiedział się kilka dni temu prezydent Andrzej Duda.

– Obowiązująca ustawa mocno ingeruje w rodzinę, która przecież podlega konstytucyjnej ochronie. Rodzinę należy wspierać, a nie rozbijać – stwierdziła w rozmowie z portalem Fronda.pl w 2014 r. Małgorzata Sadurska, wówczas posłanka PiS, obecnie szefowa Kancelarii Prezydenta RP. Mówiła o ustawie o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.

Reklama

– Współczuję wszystkim kobietom, które doświadczają przemocy w rodzinie. Tym bardziej że polskie prawo jest dla nas straszne. Ani ono, ani urzędnicy czy policjanci nie zapewniają nam żadnego wsparcia – mówi Anna Iskra, walcząca o zadośćuczynienie od państwa za to, że przez wiele lat była ofiarą przemocy domowej. I że nikt w jej sprawie nic nie zrobił.
Konwencja antyprzemocowa i jej ewentualne wypowiedzenie było w ostatnich tygodniach jednym z kluczowych tematów w mediach. Tym samym do głównego nurtu powrócił – przez pewien czas zakurzony – temat przemocy domowej. Burza polityczna zdominowała przekaz. O pastwieniu się nad ludźmi mówiono w kategoriach partyjnych łupów i światopoglądu. A o znęcaniu się w czterech ścianach należy mówić wprost.

Nieco statystyki

Zjawisko przemocy domowej – i tego, czy państwo gwarantuje jej ofiarom wystarczającą ochronę – można rozpatrywać na dwa sposoby. Po pierwsze, w wymiarze statystycznym.
Zgodnie z polskim prawem udzielanie pomocy rodzinom, w których występuje przemoc, to przede wszystkim zadanie gmin. Jak jednak czytamy w przesłanym w styczniu do marszałka Sejmu przez premier Beatę Szydło sprawozdaniu z wykonania ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, w 2015 r. „interwencje w sytuacji przemocy w rodzinie i działania pomocowe adresowane do osób doznających przemocy są podejmowane w zaledwie 1/5 gmin”.

Reklama

I mamy do czynienia z tendencją malejącą, a nie rosnącą. Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że w 2015 r. w porównaniu do poprzedniego założono o 3 proc. mniej niebieskich kart. W statystykach Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej czytamy, że spadek rok do roku działań podejmowanych przez pracowników socjalnych wyniósł aż 7 proc.

Ale czy to powód do niepokoju? Może państwowi funkcjonariusze mniej robią, bo zmniejsza się sam problem?

Nadzieje rozwiewa Krzysztof Brzóska, dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. – Zmniejszona liczba wszczynanej procedury niebieskiej karty to ani powód do satysfakcji, ani smutku. Znacznie lepszym wyznacznikiem jest liczba telefonów do naszych poradni. A tych w ostatnim czasie nie ubyło...