Po jednej stronie miały stanąć siły dobra – z pacyfkami na sztandarach, prawosławni, nie-Polacy i przyjazdowe lewactwo wielkomiejskiej proweniencji, a po drugiej – narodowcy z mieczykami Chrobrego, Polacy katolicy z pałkami i racami, prawackie kibolstwo. Zdaniem policji miała być zadyma. Joanna Węcko, zastępca oficera prasowego komisariatu w Hajnówce: – To dlatego wsparły nas oddziały prewencji z Białegostoku, a łącznie na miejscu było blisko 200 policjantów, w tym 50 naszych. Spodziewaliśmy się antagonistycznie nastawionych do siebie grup, tym bardziej że zgłoszone były dwa zgromadzenia.

Reklama

Towarzyszymy jednemu z nich. Jest deszczowe, zimne popołudnie. Grupy młodych i starych, tak miejscowych, jak i przyjezdnych, z szarfami lub bez. Mężczyźni i kobiety, których będę obserwować podczas II Marszu Żołnierzy Wyklętych, wyruszają spod kościoła Podwyższenia Krzyża Świętego. Zwarci i zdyscyplinowani.

Polska Agencja Prasowa / Artur Reszko

Rejestracja

Reklama

Nie przynieśli świec dymnych, kijów, metalowych pałek, młotków, kominiarek. Nie wybuchła też żadna petarda, a wszystkie samochody z innymi niż okoliczne tablice rejestracyjne były starannie sprawdzane jeszcze przed wjazdem do miasta; kontrole potrafiły trwać nawet 45 minut. Ale i tak niczego ani nikogo nie zatrzymano.

II Marsz Żołnierzy Wyklętych był za to dość barwny – zaroiło się od flag tak biało-czerwonych (trafiła się nawet jedna z symbolem Polski Walczącej), jak i tych zielonych z Falangą. I bardzo głośny – skandowało ponad 200 osób, choć burmistrz miasta wydał decyzję o zakazie marszu. Uznał, że w tym dniu (uroczystości poprzedzające rozpoczęcie Wielkiego Postu w cerkwiach) i przy planowanej trasie (prawosławny sobór św. Trójcy) „zgromadzenie może zagrażać życiu lub zdrowiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach”.
zobacz także:

Burmistrz chyba zapomniał, że jesteśmy w Polsce, a obchodzony przez nas Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, i to wszystkich żołnierzy wyklętych, to polskie święto ustanowione jeszcze w 2011 r. – oburza się Barbara Poleszuk z Hajnówki, gdzie mieszka i studiuje. Ma ze sobą parasolkę na kiju – padać będzie cały wieczór, a na marszu pojawiła się z mamą. Przekonuje, że lokalne władze (związane ze środowiskami lewicowymi) celowo nakręcają aferę, przywołując postać m.in. kpt. Romualda Rajsa „Burego” i wydarzenia z jego udziałem sprzed 71 lat. To wtedy dowodzone przez Rajsa oddziały podziemia niepodległościowego spacyfikowały kilka wsi z okolic Bielska Podlaskiego, zamieszkanych przez wyznającą prawosławie ludność białoruską. „Postać Burego w naszym mieście jest postacią kontrowersyjną, odpowiedzialną za zamordowanie 79 mieszkańców (osoby cywilne: kobiety, dzieci, mężczyźni) naszego regionu” – napisali autorzy stanowiska rady miasta, do którego odwoływał się burmistrz. – To nagonka, nic innego. Przecież jak są uroczystości upamiętniające „Inkę”, to mówią, że sanitariuszka służyła u „Łupaszki”, a ten to zbrodniarz. A że i „Bury” służył u „Łupaszki”, to i on ma być zbrodniarz – dodaje Barbara Poleszuk.

Reklama

Swój stosunek do żołnierzy wyklętych na ulicach Hajnówki można było w ostatnią niedzielę lutego wyrazić na kilka sposobów. Nie tylko okrzykami: „Cześć i chwała bohaterom”, ale też wygrażaniem pięściami i pohukiwaniami „Hańba” czy np. „Faszyści, nie ma zgody na nacjonalizm”. W kontrmanifestacji wzięło udział około 100 osób. Założyli, że będzie to protest stacjonarny, jak sami to określają: „godnościowy”.