Jak podała w poniedziałek Prokuratura Krajowa, dwaj rosyjscy kontrolerzy są podejrzani o "umyślne sprowadzenie katastrofy" z 10 kwietnia 2010 r., zarzut pomocnictwa do tego ma trzeci Rosjanin obecny wtedy w wieży kontroli lotów. Dotychczas jeden z kontrolerów był podejrzany o sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy, a drugi - o jej nieumyślne spowodowanie.

Reklama

Prokuratorzy ustalili, że na kilka minut przed katastrofą w wieży kontrolnej w Smoleńsku doszło do awarii radiolokacyjnego systemu lądowania. Na monitorach, przed którymi siedzieli kontrolerzy, zanikał punkt oznaczający pozycję samolotu. Kontrolerzy nie znali więc położenia tupolewa, a mimo to nie przerwali podchodzenia do lądowania. Dalej wydawali pilotom komendy zezwalające na zniżanie i warunkowe próbne podejście do lądowania - dodał Marek Pasionek.

Jak podkreślił, w zasadzie wszystkie informacje o położeniu samolotu, które kontrolerzy przekazywali załodze od momentu, gdy tupolew znalazł się w odległości 8 km od progu pasa startowego, były nieprawdziwe.

Dlatego prokuratorzy przyjęli, że podejrzani – zezwalając na zniżanie się samolotu i warunkowe próbne podejście do lądowania – przewidywali, iż może dojść do katastrofy i się na nią godzili. Oznacza to umyślne, w zamiarze ewentualnym, sprowadzenie katastrofy w ruchu powietrznym, której następstwem jest śmierć wielu osób, czyli przestępstwo z art. 173 par. 1 i 3 Kodeksu karnego - tłumaczył Pasionek (grozi za to kara pozbawienia wolności od lat 2 do 12 - PAP).

Reklama

Jak dodał, już sama mgła, ograniczająca widoczność poniżej dopuszczalnej dla przyjęcia przez lotnisko samolotu, była podstawą do skierowania tupolewa na inne lotnisko, a doszła do tego jeszcze właśnie awaria sprzętu w wieży kontrolnej lotów.

Zmiana zarzutów i postawienie ich kolejnej osobie jest efektem analizy nagrań z wieży kontroli lotów w Smoleńsku i nagrań rozmów kontrolerów z pilotami zapisanymi też przez rejestrator na pokładzie tupolewa. Jak poinformował prokurator Pasionek, dzięki pracy ekspertów z Biura Badań Kryminalistycznych Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego udało się odczytać dodatkowe zdania i słowa oraz przypisać poszczególne wypowiedzi konkretnym osobom.

Prokuratorzy porównali zapisy rozmów kontrolerów i załogi z technicznymi danymi o położeniu samolotu w określonym czasie, np. gdy padały komunikaty z wieży. Na tej między innymi podstawie ustalili, że informacje przekazywane przez kontrolerów załodze były błędne - wyjaśnia prokurator Pasionek.

Reklama

Zarzut pomocnictwa w sprowadzeniu katastrofy prokuratura chce postawić osobie nadzorującej w wieży kontrolerów Pawła P. i Wiktora R. Chodzi o płk. Nikołaja K., byłego dowódcę lotniska w Smoleńsku. Jak powiedział prok. Pasionek, dowody wskazują, że jeden z kontrolerów - pełniący funkcję kierownika lotów - działał pod jego wpływem. Podejrzany, znający lotnisko w Smoleńsku i jego ograniczenia w możliwości przyjmowania samolotów w czasie mgły, przewidywał, że działania kierownika lotów mogą sprowadzić katastrofę - dodał.

Prokuratura wystąpiła do Rosji o przedstawienie podejrzanym zarzutów i ich przesłuchanie w obecności śledczych z Polski. Każdy prokurator ma obowiązek postawić podejrzanym zarzuty, jeśli uzyska dowody świadczące o popełnieniu przestępstwa. To kardynalna zasada wynikająca z Kodeksu postępowania karnego. Prawo jest prawem i nie ma tu znaczenia, jakie są realne możliwości postawienia podejrzanego przed sądem - mówi prok. Pasionek.

Przyznał jednocześnie, że większość wniosków o pomoc kierowanych do Rosji spotyka się z odmową. Ale to nie zwalnia prokuratury z jej obowiązków - zaznaczył. W lutym 2016 r. Rosja odmówiła Polsce wykonania czynności związanych z przedstawieniem zarzutów wobec P. i R. - jako "niepodlegających wykonaniu".