Władze Warszawy (rządzonej przez PO) i Częstochowy (której prezydent związany jest z lewicą) nawiązały nieformalną współpracę, która może doprowadzić do delegalizacji ONR. Warszawa wysłała już w tej sprawie pismo do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. - Z kopią to władz Częstochowy - usłyszeliśmy w stołecznym ratuszu.

Reklama

Dlaczego akurat do nich? Bo ONR od 2012 roku zarejestrowany jest właśnie w Częstochowie. Władze Warszawy nie są w stanie same podjąć kroków, by zdelegalizować stowarzyszenie, które sama prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz nazywa "ruchem neofaszystowskim".

Równie niezadowolony i bezsilny wobec zeszłorocznego marszu ONR w Białymstoku zdaje się prezydent tego miasta Tadeusz Truskolaski. - Panie redaktorze, trochę wiedzy panu nie zaszkodzi. Demonstracja została zgłoszona, nie wydawałem żadnej zgody, takie ustanowiono prawo - odpowiedział Truskolaski na twitterową zaczepkę dziennikarza „Rz” Jacka Nizinkiewicza (który wcześniej napisał: Jeśli ONR promuje faszyzm, to dlaczego HGW wydała zgodę na ich przemarsz? Wcześniej w Białymstoku zgodę wydał prezydent popierany przez PO.)

W piśmie do Zbigniewa Ziobry władze Warszawy argumentują, że prezydent miasta nie miał podstaw do wydania decyzji uniemożliwiającej przeprowadzenie zgromadzenia publicznego ONR. - Niemniej jednak, mając na uwadze to, co wydarzyło się na ulicach stolicy Polski w dniu 29 kwietnia 2017 r., w ocenie Prezydenta m.st. Warszawy zasadne jest zainicjowanie procedury delegalizacji stowarzyszenia Obozu Narodowo-Radykalnego - wynika z pisma. Zdaniem władz Warszawy "o nielegalności działania ONR świadczy fakt, że Stowarzyszenie to jawnie nawiązuje do ideologii ONR powstałego w 1934 roku - organizacji skrajnie prawicowej i antysemickiej, która ostatecznie została uznana za nielegalną”.

Reklama

Jak zdelegalizować ONR?

Na razie nie wiadomo, czy minister Ziobro w ogóle odpowie na apel władz Warszawy. Zresztą pismo zapewne jeszcze do niego nie dotarło (datowane jest na 5 maja). W stołecznym ratuszu panuje jednak przekonanie, że na interwencję ministra raczej trudno będzie liczyć.

Ale zdelegalizować ONR może sąd na wniosek ministra (prokuratora), właściwego wojewody (w tym przypadku śląskiego) lub prezydenta Częstochowy (w związku z tym, że jest organem nadzorującym ze względu na miejsce rejestracji stowarzyszenia). Stąd próba zaangażowania władz tego miasta w całe przedsięwzięcie.

Reklama

- Sprawa działalności ONR będzie analizowana, ponieważ interpelację w sprawie delegalizacji tej organizacji złożyła dzisiaj jedna z częstochowskich radnych - mówi Włodzimierz Tutaj, rzecznik prasowy urzędu miasta w Częstochowie. - Wzrost nastrojów ksenofobicznych i skrajnie nacjonalistycznych w Polsce, budzi na pewno niepokój, także w Częstochowie, która jest miastem o dużych tradycjach wielokulturowych. Niewątpliwie do zbadania, czy ONR narusza przepisy Kodeksu karnego, kompetentne są organy ścigania, w tym prokuratura, więc apel prezydent Warszawy trafia w tym względzie pod właściwy adres - dodaje.

"Nie uda się"

Co o tych działaniach sądzi sam ONR? Rzecznik organizacji, Tomasz Kalinowski, już dziś przewiduje, że samorządy nie odniosą sukcesu. - Pamiętam jak we wrześniu 2016 r. Platforma Obywatelska złożyła wniosek [o delegalizację ONR - red.] do prokuratury i do sądu. W każdym z przypadków stwierdzono, że wnioski są niezasadne. Jeszcze w 2012 r., przed rozpatrzeniem wniosku o wpisanie ONR do rejestru stowarzyszeń, pojawił się już wniosek o delegalizację naszego stowarzyszenia ze strony posła Krzysztofa Gawkowskiego. Wówczas nawet były prezes TK Jerzy Stępień uznał wniosek za niezasadny, wskazując na pluralizm poglądów - dodaje Kalinowski. Na koniec otwarcie przyznaje: - Mimo iż nasze hasła są postrzegane jako radykalne czy stanowcze, w dalszym ciągu mieszczą się w przestrzeni debaty publicznej w Polsce.

Rzeczywiście, w 2012 roku Jerzy Stępień, udzielając wywiadu tygodnikowi "Polityka" na temat wniosku SLD o delegalizację Młodzieży Wszechpolskiej i ONR, powiedział: Nie czuję atmosfery, która uzasadniałaby taki krok. Do tej pory nie zaświeciła mi się czerwona lampka, która nakazywałaby wdrożenie odpowiednich procedur. Nie można pochwalać burd i haseł wznoszonych podczas demonstracji skrajnej prawicy, ale to cena, którą demokracja musi zapłacić.

Zapytaliśmy byłego prezesa TK, czy podtrzymuje to, co powiedział kilka lat temu. Przytaknął. - ONR balansuje na granicy tego, co dozwolone, a co nie. Podtrzymuję podgląd, że jest to cena demokracji. Dlatego tutaj liczyłbym na działania organów porządku publicznego, czyli policji czy prokuratury, a także systemu edukacyjnego, mediów i kościołów - mówi nam Jerzy Stępień. Podkreśla, że nie można tolerować wszystkich zachować skrajnych organizacji takich jak ONR. - Gdyby jednak doszło do jej delegalizacji, istniałoby zagrożenie, że podejmowane byłyby działania nielegalne czy "podziemne". A to byłoby znacznie groźniejsze niż legalne zgromadzenia - twierdzi. Nie dziwi się też, że część działaczy PiS obawia się, iż uchwalona niedawno ustawa o zgromadzeniach cyklicznych może wzmocnić ONR czy inne radykalne ruchy. - PiS sam przyszykował na siebie bat, teraz musi ponieść tego konsekwencje - mówi Jerzy Stępień.