Chodzi o możliwość wyłudzeń finansowych w PGZ, do których dojść miało w 2016 r. Pierwszy o sprawie poinformował w poniedziałek tygodnik "Sieci". Dziennikarze podali, że CBA prowadzi czynności ws. możliwych przestępstw korupcyjnych w Polskiej Grupie Zbrojeniowej.

Reklama

Przypadek Polskiej Grupy Zbrojeniowej, którym zajmiemy się szczegółowo, jest tylko jednym z wielu, ale świetnie pokazuje, jak wokół jednej z największych państwowych spółek stworzono układ biznesowo-towarzyski służący wysysaniu publicznych pieniędzy za pomocą pozornych umów, fikcyjnych szkoleń, zawyżanych faktur. Oplatająca holding sieć sięgała poziomu zarządu PGZ oraz gabinetu politycznego MON. To tylko jeden z wielu obszarów funkcjonowania Grupy, który obecnie bada Centralne Biuro Antykorupcyjne - podkreślono w "Sieci".

Dziennikarze tygodnika opisują m.in. sprawę niejasnych wydatków na szkolenia i reklamę w PGZ, w którą miał być zamieszany b. rzecznik MON Bartłomiej Misiewicz i jego znajomi.

Reklama

Piotr Kaczorek z CBA pytany w poniedziałek przez PAP o doniesienia ws. rzekomych nieprawidłowości w PGZ poinformował, że CBA złożyło zawiadomienie w tej sprawie do prokuratury pod koniec 2017 r.

Po kontroli w Polskiej Grupie Zbrojeniowej CBA złożyło w połowie listopada 2017 r. zawiadomienie do Prokuratury Generalnej. Śledztwo zostało wszczęte pod koniec ub.r. przez Prokuraturę Okręgową w Tarnobrzegu i zostało w całości powierzone delegaturze CBA w Warszawie - powiedział Kaczorek.

Dodał, że CBA prowadzi obecnie czynności w tej sprawie, a śledztwo jest w fazie wstępnej. Biuro nie przekazało więcej szczegółów dotyczących prowadzonego postępowania.

Reklama

Na artykuł "Sieci" zareagował Bartłomiej Misiewicz. Na konferencji prasowej stwierdził, że nie usłyszał zarzutów w tej sprawie, nazwał też tekst paszkwilem i zarzucił "manipulację" dziennikarzom tygodnika. Polska Grupa Zbrojeniowa była osobną instytucją w stosunku do Ministerstwa Obrony Narodowej, w którym pełniłem funkcję szefa gabinetu politycznego ministra i rzecznika prasowego resortu. Nie miałem wglądu wglądu w dokumentację ani przebieg poszczególnych eventów - powiedział były rzecznik MON - pisze gazeta.pl

Panowie redaktorzy atakują mnie tylko dlatego, że kogoś znałem. Dlaczego panowie redaktorzy nie stawiają zarzutów redaktorowi Michałowi Karnowskiemu, który niewątpliwie zna Jerzego Urbana, z którym w 2009 r. w "Dzienniku" przeprowadzał wywiad prasowy? - atakował dziennikarzy tygodnika Misiewicz. Zastanawiał się też, skąd wziął się pomysł na tekst.

Skąd ten atak i jeszcze z tak kłamliwą narracją? Czy chodzi o moją pracę w zespole parlamentarnym ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej, czy może chodzi o wyrzucenie z centrum eksperckiego kontrwywiadu NATO ludzi, którym postawiono zarzuty o współpracę z tajnymi rosyjskimi służbami specjalnymi? A może chodzi o obronę przeze mnie systemu SKOK przy wyprowadzaniu przez ludzi z WSI z nich pieniędzy Polaków? - pytał retorycznie Misiewicz.

Były rzecznik MON w podobnym tonie odniósł się do sprawy także w nowym wywiadzie dla "Super Expressu".

- Chciałbym serdecznie podziękować Centralnemu Biuru Antykorupcyjnemu za to, że podjęło kontrolę w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, że ujawniło nieprawidłowości, wskazało winnych, że jednocześnie całkowicie oczyściło mnie z zarzutów, które chcą mi stawiać panowie Marcin Wikło i Marek Pyza. Opatrując artykuł moim zdjęciem, próbują szkalować pracę funkcjonariuszy. Próbują czynić mi zarzuty z tego, że kogoś znałem. A dlaczego nie stawiają zarzutów redaktorowi Karnowskiemu, że zrobił w 2009 r. wywiad z Jerzym Urbanem. Przecież też go znał! - mówi Misiewicz w rozmowie z "SE".

- Tytuł artykułu "Sieci": "Tak CBA pilnuje swoich" sam sobie przeczy. Bo artykuł panów Pyzy i Wikły u panów Karnowskich pokazuje, że tak się nie pilnuje dobrej zmiany, że tak się dzieli i rozbija dobrą zmianą, że tak się dzieli i wprowadza zamęt. Mam nadzieję, że się opamiętają. Ale oczywiście każdy ma wolną wolę. Mnie osobiście irytuje, że można napisać każdą nieprawdę, kłamstwo. Dlatego będę występował na drogę prawną - dodaje.