- 13 stycznia miała miejsce porażająca zbrodnia. Wstrząsnęła milionami serc - mówił abp Głódź. Wspominał, że był w nocy z niedzieli na poniedziałek w szpitalu, do którego przewieziony został prezydent Gdańska.

Reklama

- Dla wielu to, co się wydarzyło w niedzielny wieczór na Węglowym Targu, zostało odebrane jako potężny, gwałtowny, niemilknący dzwon na trwogę. Wezwanie do rachunku sumienia. Do koniecznej przemiany stylu naszego życia, stylu politycznego, wspólnotowego, społecznego, medialnego także. Do definitywnego wyrugowania z polskiej polityki, więcej, z przestrzeni życia społecznego języka pogardy, poniżania, deprecjonowania, odzierania ze czci i godności naszych braci, bliskich, czasem niedawnych przyjaciół. Wypływa ten język z serc, w których być może wygasł płomień miłości do ojczyzny i do polskiej wspólnoty. Wyrasta z niekontrolowanej wiarą sumienia pychy, która jest nieodrodnym dzieckiem pogardy. Tak być nie może! I mówimy stop! Włosi mówią: basta! Stop! - apelował abp Głódź.

Jak podkreślał, "to pycha buduje mury osobności, wzywa do ich obrony, jest niezdolna do autorefleksji, do dostrzeżenia w swych sercach braku miłości, imperatywu pokoju, szacunku dla racji i poglądów innych, podważania tego, co jest rezultatem demokratycznych zasad". - Trzeba nam braterstwa serc, dłoni otwartych, a nie zaciśniętych pięści - oświadczył duchowny.

- Dźwięk tego dzwonu wzywa nas do odbudowy polskiej wspólnoty wedle miary miłości, zaufania, szacunku. Do definitywnego zakończenia recydywy swoistej walki klas, w nowym przebraniu i propagandowym instrumentarium; pamiętanej dobrze przez starsze pokolenie. Przynosiła opłakane owoce społecznych krzywd, konfliktów, destabilizację wspólnoty polskiej wspólnoty. To dotyczy także próby wypłukiwania z przestrzeni publicznej roli Kościoła, który jakże często bywał mediatorem, nawet w czasach PRL; wypłukiwania i rugowania zadań i posłannictwa - mówił arcybiskup.

Reklama

Jak podkreślił, w tej modlitewnej solidarności z rodziną Pawła Adamowicza uczestniczy papież Franciszek, który za pośrednictwem kardynała Konrada Krajewskiego, Jałmużnika Papieskiego, przesłał różańce najbliższym prezydenta Gdańska "z zapewnieniem, iż przytula ich do serca i modli się za nich".

- Widziałem pana prezydenta - nieprzytomnego, otoczonego gronem lekarzy walczących o rozdmuchanie płomienia jego życia. Modliliśmy się o cud, świadomi, jak tragiczny jest jego stan. Ale Pan ludzkich losów rozrządził inaczej. I nie wysłuchał naszych modlitw, bowiem przy szpitalnym łóżku prezydenta Gdańska stanął anioł śmierci. Otworzył przed nim bramy wieczności. Przeprowadził na drugą stronę życia. Ku Chrystusowi, którego Paweł Adamowicz stanowił – tak jak każdy chrześcijanin – własność - powiedział metropolita gdański.

- Jesteśmy tu dziś (...), aby otoczyć modlitwą pożegnania naszego brata w wierze, śp. Pawła Adamowicza, Prezydenta Miasta Gdańska. Oddać mu ostatnią posługę: braterstwa, szacunku i uznania. Wyrazić naszą solidarność z rodziną Pana Prezydenta rażoną gromem nieszczęścia. Zaświadczyć o jedności naszych serc w obliczu tragedii, której ofiarą padł śp. Paweł Adamowicz - powiedział abp Głódź w homilii podczas odprawianej w bazylice Mariackiej mszy pogrzebowej zamordowanego prezydenta Gdańska.

Reklama

- Ale nade wszystko jesteśmy po to, aby nagle przerwane życie pana prezydenta włączyć w Paschalne Misterium Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa. Potwierdzić i wypowiedzieć pewność naszej katolickiej wiary, że śmierć nie oddziela nas wzajem od siebie, że pozostajemy nadal w głębokiej jedności i łączności z tym, którego żegnamy na drogę wieczności. On przecież nas tylko na tej drodze wyprzedził – nagle i niespodziewanie. Ale wszyscy tą drogą zdążamy i wszyscy kiedyś razem będziemy w Chrystusie - powiedział metropolita gdański.