Konkurs prowadzony przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju miał doprowadzić do stworzenia w naszym kraju całkowicie polskiego autobusu elektrycznego. Rządowa instytucja miała sfinansować projekt nowoczesnego pojazdu, a potem gwarantowała długą serię zamówień. Do 26 miast, które zadeklarowały chęć uczestniczenia w tym programie, miało trafić nawet tysiąc nowoczesnych autobusów. NCBR podpisał w tej sprawie umowę z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska, który obiecał, że na realizację projektu przekaże ogromną kwotę 2,2 mld zł. Miała pochodzić głównie ze środków Funduszu Niskoemisyjnego Transportu.
NCBR właśnie unieważnił jednak prowadzony od półtora roku konkurs. Powód? Wybrany zimą finalista – firma Ursus Bus – nie dostarczył w terminie wszystkich wymaganych dokumentów, które świadczyłyby o braku podstaw do wykluczenia z konkursu. – Trzykrotnie przystawaliśmy na prośby firmy Ursus Bus w sprawie dostarczenia dokumentów. Nie mogliśmy zgodzić się po raz czwarty – mówi rzecznik NCBR Kamil Melcer.
Nie jest tajemnicą, że Ursus Bus w ostatnich miesiącach jest w kiepskiej sytuacji finansowej. Często nie serwisuje dostarczonych pojazdów, a jednocześnie nie realizuje podpisanych kontraktów na dostawy elektrobusów. W ostatnich miesiącach tak było w przypadku Katowic czy Ostrowa Wielkopolskiego. W Miechowie firma nie pojawiła się na popisaniu zdobytego kontraktu. W kilku przypadkach miasta zapowiedziały naliczenie kar za niedostarczenie autobusów.
– Uważam, że decyzja o unieważnieniu wielkiego konkursu NCBR przypieczętuje los firmy Ursus Bus. Wizja realizacji kontraktu była ostatnią nitką, która trzymała ich przy życiu. Teraz została przerwana – mówi Aleksander Kierecki, redaktor naczelny portalu InfoBus.pl. – To był niewiarygodny dostawca. Są kłopoty z serwisem i dostawami. Kolejne miasta muszą rezygnować z kontraktów. Tymczasem często zdobyły na pojazdy środki unijne i zerwanie kontraktu komplikuje procedury wydatkowania pieniędzy – dodaje Kierecki.
Reklama
Reklama
Do kłopotów firmy Ursus Bus przyczyniły się głównie problemy spółki matki – giełdowej firmy Ursus SA. Po unieważnieniu wielkiego przetargu na elektrobusy jej akcje poleciały na łeb na szyję – wczoraj po południu cena spadała o ponad 17 proc. Spółka matka jest jednak w złej sytuacji od dłuższego czasu. Doprowadziło do tego załamanie sprzedaży maszyn rolniczych. Zeszły rok zakończyła stratą 150 mln zł. Na początku kwietnia władze firmy przedstawiły plan restrukturyzacji i propozycje układowe wobec wierzycieli. Ursus liczył m.in., że sytuację uratuje sprzedaż spółki autobusowej. W tej sprawie podpisano nawet wstępną umowę zbycia Ursusa Bus firmie PG Energy Capital Management. Ostatecznie z transakcji nic nie wyszło, bo sprzedawca miał nie spełnić postawionych warunków.
Co dalej z wielkim przetargiem na zaprojektowanie i dostawę ponad 1000 autobusów? NCBR zapowiada, że zostanie on niebawem powtórzony. Według Aleksandra Kiereckiego będzie to szansa na poprawienie jego warunków. – W pierwszej edycji konkursu firmom nie podobała się część zapisów i nie wystartowały. Tak postąpił m.in. Solaris, który narzekał, że NCBR chce przejąć prawa autorskie do pojazdu – mówi Aleksander Kierecki. Dodał, że mankamentem było także to, iż firmy nie wiedziały, ile ostatecznie pojazdów zostanie zamówionych. NCBR miał też postawić ostre wymagania wobec projektowanych pojazdów. Według założeń przewidywały np. tryb jazdy autonomicznej.
Co ciekawe, NCBR w czasie rozstrzygania konkursu w grudniu zeszłego roku zdecydował, że oprócz Ursusa zwycięzcami zostają także Autosan i Politechnika Śląska. Te trzy podmioty miały tworzyć konsorcjum, które opracowałoby elektryczny autobus. Po kontroli przetargu przez Urząd Zamówień Publicznych, uznano jednak, że ani Autosan, ani Politechnika Śląska nie spełniają postawionych warunków. Tymczasem jeszcze w zeszłym roku fabryka z Sanoka była wskazywana przez rząd jako ta, która będzie produkować autobus elektryczny. Od państwowej Polskiej Grupy Zbrojeniowej firmę miała przejąć Polska Grupa Energetyczna. Na razie do tego nie doszło.