Już lata temu umarła debata nad kwestiami, jak poprawić działanie kulawego państwa, jakim jest III RP. Dlatego pojawienie się projektu "Zdecentralizowana Rzeczpospolita" tak bardzo skonfundowało obie strony politycznej wojny. Bo animatorzy przedsięwzięcia zaprezentowali w nim ambitny cel scedowania dużej części władzy i kompetencji rządu centralnego na poziom województw.
Jeszcze przed zaplanowanymi na 4 czerwca gdańskimi obchodami rocznicy częściowo demokratycznych wyborów PiS odkrył, że opozycja dąży do rozbicia dzielnicowego kraju. Nie minęły dwa tygodnie, a prezes Jarosław Kaczyński przypomniał sobie, że na początku lat 90. był świadkiem narodzin sekretnego planu "landyzacji Polski". Miał on stworzyć "sferę szczególnej współpracy z Niemcami na zachodzie, sferę szczególnej współpracy ze Związkiem Sowieckim – on wtedy jeszcze istniał, to był 1991 r. – na wschodzie". Po czym zapewnił, że nie zgodzi się na decentralizację, bo w jej wyniku Polska „nie będzie wielka, tylko w ogóle jej nie będzie”.
Tak czy inaczej autorzy projektu mogą sobie pogratulować sukcesu. Dzięki wpisaniu ich pomysłów do bieżącej wojny politycznej, zaczęły one żyć własnym życiem. Zaś idee wykazujące się żywotnością mają to do siebie, że z upływem lat coraz więcej osób pragnie ich realizacji. Zwłaszcza gdy codzienne funkcjonowanie III RP nieustannie rozczarowuje.

Jedyny eksperyment

Reklama
Proponując naprawę III RP, autorzy "Zdecentralizowanej Rzeczpospolitej" odwołują się do przykładów funkcjonowania współczesnych państw, w których lokalne rządy mają szerokie uprawnienia: Stanów Zjednoczonych, Szwajcarii czy RFN. Każdy model jest inny, zawsze też stanowi polityczny kompromis niezbędny do utrzymania jedności. W Polsce sytuacja prezentuje się inaczej. Mocno scentralizowane państwo miałoby dobrowolnie przekazać dużą część prerogatyw samorządom.
Reklama
Polska musiała zaoferować jak najwięcej, bo inaczej Ślązacy mogli opowiedzieć się za pozostaniem w granicach Niemiec. Przeprowadzony w marcu 1921 r. plebiscyt pokazał, jak realna to groźba. Przy prawie 98 proc. frekwencji za przynależnością regionu do Niemiec zagłosowało 59,6 proc. mieszkańców, za Polską opowiedziało się 40,4 proc.