Sprawa ma związek z wydarzeniami z maja ubiegłego roku, kiedy to IKEA ogłosiła "dzień solidarności z osobami LGBT". Wówczas w wewnętrznej sieci przeznaczonej do komunikacji jeden z pracowników krakowskiego sklepu Janusz Komenda (wyraził zgodę na podawanie nazwiska - PAP) zacytował wersety z Pisma Świętego. Chodzi o fragmenty: "Biada temu, przez którego przychodzą zgorszenia, lepiej by mu było uwiązać kamień młyński u szyi i pogrążyć go w głębokościach morskich" oraz "Ktokolwiek obcuje cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, popełnia obrzydliwość. Obaj będą ukarani śmiercią, a ich krew spadnie na nich".

Reklama

W związku ze sprawą mężczyzna został zwolniony; nie zgodził się jednak z decyzją pracodawcy i wytoczył mu proces, który rozpoczął się przed krakowskim sądem rejonowym, w wydziale pracy i ubezpieczeń społecznych.

Jak argumentował podczas wtorkowej rozprawy pełnomocnik spółki IKEA Retail, pierwsza część wpisu Komendy nie była złożona z cytatów, tylko stanowiła jego prywatną wypowiedź. Adwokat zwracał również uwagę, że mimo ogłoszonego dnia solidarności pracownicy sklepu nie byli w żaden sposób zachęcani do włączenia się w działalność ruchu LGBT, zatem "cała teoria (strony przeciwnej - PAP) upada". Pełnomocnik spółki wniósł o oddalenie pozwu w całości.

Reklama

Na świadka powołano m.in. dyrektorkę krakowskiego sklepu, która przekonywała, że obchodzenie dnia solidarności ma pomóc w zagwarantowaniu równych praw osobom nieheteronormatywnym i że obchodzony jest na całym świecie. Zwracała również uwagę, że komunikacja interpersonalna nie powinna być wykluczająca dla żadnej z grup; w jej ocenie wpis byłego pracownika nie stanowił jedynie komentarza, bo zawarta została w nim opinia wykluczająca. Wyjaśniła też, że decyzja o zakończeniu współpracy spowodowana była faktem, że Komenda nie podjął próby polubownego załatwienia sprawy, ani nie potrafił postawić się w sytuacji osób, których jego wpis dotyczył i dla których mógł być wykluczający, a także sugerować brak szacunku dla nich.

Do tego postępowania przyłączył się także prokurator. Jak uzasadniał w rozmowie z dziennikarzami prok. Rafał Stępniak, jest to sprawa medialna, o "bardzo dużej doniosłości, mająca duży wydźwięk społeczny". - Również przedmiot tego postępowania budzi duże emocje, w związku z tym tego rodzaju sprawy są postępowaniami, gdzie udział prokuratora jest wskazany - zapewnił.

Reklama

Do sprawy odniósł się sam Komenda, który powiedział dziennikarzom, że z pracy został zwolniony niesłusznie, a jego wpis był "reakcją na artykuł zamieszczony przez pracodawcę". - Uważam, że jako pracownik miałem prawo zareagować, w związku z czym to zwolnienie odbieram jako szykanę - dla mnie, jako dla osoby, która ma wolność wypowiedzi, wolność słowa oraz wolność wyznawanej wiary, i (prawo do) zgodności swoich obowiązków w pracy z tym, czym kieruje się w życiu - powiedział. - Czyli jeśli jestem katolikiem, to muszę być wierny Dekalogowi i Pismu Świętemu - dodał.

Z kolei jego adwokat Maciej Kryczka z Instytutu Ordo Iuris wyjaśnił, że jego klient domaga się przede wszystkim przywrócenia do pracy, a także zadośćuczynienia i odszkodowania w kwocie w sumie ok. sześciu tysięcy złotych.

W pierwszej kolejność (...) domagamy się stwierdzenia przez sąd pracy, że przyczyna, przez którą pan Janusz został zwolniony, to wypowiedzenie się na temat sprowokowany przez pracodawcę, i w ten sposób - poprzez to wypowiedzenie się - ujawnienie swojego poglądu religijnego i przywiązania do swoich wartości - wyjaśnił Kryczka. Jak dodał, zarówno on, jak i jego klient uznają, że przedstawione oficjalne powody zwolnienia "są nieprawdziwe", a Komenda został zwolniony niezgodnie z prawem.

Pełnomocnik mężczyzny zwrócił uwagę, że "nawet IKEA w swoich wewnętrznych dokumentach zakazuje dyskryminowania osób z uwagi na przywiązania do wartości religijnych, natomiast w praktyce ich nie przestrzega, czego przykładem jest to postępowanie".

Inną argumentację przedstawił dziennikarzom pełnomocnik spółki, który zwracał uwagę na fakt, że "przepisy Kodeksu pracy zakazują dyskryminacji", a wypowiedź byłego pracownika zawarta została w dyskryminującym wpisie, który "naruszał godność pewnej określonej kategorii osób". - Trudno uznać, że odwoływanie się we wpisie do śmierci, czy też do kamienia młyńskiego - łącznie z częścią prywatną wpisu - jest elementem, który nie narusza godności pracowników - powiedział adw. Daniel Książek.

Pełnomocnik spółki dodał, że te osoby "zostaną wskazane" zarówno w postępowaniu przed sądem pracy, jak i przed sądem karnym. W tej sprawie toczyły się będą bowiem dwa procesy - drugi, który rozpocząć miał się pod koniec ubiegłego tygodnia będzie dotyczył kierowniczki, która pracownika zwolniła, a której zarzucono ograniczanie praw pracowniczych ze względu na wyznanie. Rozprawa została jednak odwołana; kolejną zaplanowano na koniec listopada.