Rada Ministrów przedstawiła właśnie informację z realizacji ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej. Jest źle, a może być jeszcze gorzej. – Zgodnie z kierunkami wyznaczonymi przez ustawę od 2015 r. w instytucjonalnej pieczy nie powinny znajdować się dzieci poniżej siódmego roku życia. Kolejnym kamieniem milowym ma być 2020 r., kiedy w domach dziecka nie będzie dzieci młodszych niż 10-letnie. A od 2021 r. żadna placówka nie powinna mieć więcej niż 14 podopiecznych. Tylko cudem uda się spełnić te warunki – mówi Joanna Luberadzka-Gruca z Koalicji na rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej.
Ideą ustawy był rozwój rodzinnej pieczy zastępczej (formami tego rodzaju opieki są rodzina zastępcza i rodzinny dom dziecka). Tymczasem lokalne władze idą w przeciwnym kierunku. W 2018 r. mieliśmy 1125 prowadzonych przez samorząd placówek opiekuńczo-wychowawczych, o 19 więcej niż przed rokiem. – Załóżmy, że powiat ma na swoim terenie dom dziecka liczący 30 wychowanków. Aby sprostać wymogom ustawy, w jednym budynku wydziela dwie instytucje. Dla dzieci wiele się nie zmienia, ale formalnie jest w porządku – tłumaczy Luberadzka-Gruca. Takie przypadki nie są rzadkie.
Krzysztof Ługowski, wicedyrektor Domów Dziecka w Kowalewie, mówi wprost: to najlepsze, co mogliśmy zrobić. – Mieścimy się w budynku starej socjalistycznej szkoły. Postanowiliśmy go zmodernizować, zrobiliśmy osobne wejścia i z jednej placówki powstały cztery. Inaczej nie zmieścilibyśmy się w limicie ustawowym i trzeba by gdzieś odesłać część dzieci. Ale dokąd, skoro nawet teraz mam troje ponad stan, a raptem kilka dni temu musiałem odmówić przyjęcia ośmiorga? – mówi. On również jest przekonany, że realizacja ustawy to w dużej mierze fikcja. Bo jak np. rozwiązać problem najmłodszych dzieci? – My teoretycznie powinniśmy ich już nie przyjmować, ale brakuje rodzin zastępczych i nie robi się wiele w kierunku ich tworzenia.
Reklama
Jakby na potwierdzenie tych słów w rządowym raporcie padają liczby, które szokują: tylko w zeszłym roku do instytucjonalnych placówek opiekuńczo-wychowawczych przyjęto 210 dzieci poniżej pierwszego roku życia, a 369 – od roku do trzech lat.
Reklama

Oferta minimum

Taki stan rzeczy może zaskakiwać, jeśli wziąć pod uwagę choćby średni miesięczny koszt utrzymania dziecka. W placówce opiekuńczo-wychowawczej wynosił w 2018 r. 4777 zł, a w pieczy rodzinnej – 2164 zł. Ale jest i druga strona medalu. Domy dziecka dają pracę wielu osobom, z kolei do rodzin zastępczych przylgnęło kilka łatek. – Od lat nie mieliśmy finansowanej przez rząd kampanii społecznej, która promowałaby rodzinną pieczę zastępczą. Zamiast tego ustawia się ją w roli bezpośredniej konkurencji dla rodzin biologicznych. Tymczasem rodzic zastępczy nie odbiera dziecka. Jest dla niego kołem ratunkowym. Nie robi tego dla zdobycia fortuny, to ciężka praca – mówi Luberadzka-Gruca.
I przypomina, że zawodowy rodzic zastępczy musi zrezygnować z innej pracy zarobkowej. Dziecko trafia do rodziny decyzją sądu rodzinnego, ale umowę podpisuje z nią powiat. To umowa-zlecenie na czas określony, zwykle na trzy lata. Bywa, że po tym czasie nie jest przedłużana, bo w powiecie brakuje środków.
Ministerstwo najwyraźniej ma świadomość problemu, bo w propozycji nowelizacji ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej znalazł się przepis mówiący o podpisywaniu umowy na czas nieokreślony. Niestety, nowelizacja po szumnych zapowiedziach utknęła w grudniu zeszłego roku w komisji polityki społecznej i rodziny i, co słychać nieoficjalnie, szybko z niej nie wyjdzie.
Być może dlatego, że lista oczekiwań i spraw do naprawy na cito jest długa. Rodzic zawodowy nie może dostawać mniej niż 2 tys. zł brutto. To jego pensja. W nowelizacji znalazła się propozycja, by wynosiła ona nie mniej niż minimalne wynagrodzenie (w styczniu 2019 r. było to 2250 zł brutto). – To byłby mały ukłon w naszą stronę. Bo dziś z jednej strony wymaga się od nas pełnego profesjonalizmu, z drugiej – oferuje minimum. Czyli tyle, ile zarabia się w prostych zawodach, bez kwalifikacji i stażu pracy – mówi Aleksandra Nawrocka, przewodnicząca Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Rodziców Zastępczych.

Dziecko bumerang

Na koniec 2018 r. w placówkach opiekuńczo-wychowawczych przebywało nadal 1361 dzieci poniżej siódmego roku życia. 339 – z powodu braku wolnych miejsc w pieczy rodzinnej. Jednocześnie w tym samym czasie było 1330 wolnych miejsc właśnie w pieczy o charakterze rodzinnym. Skąd ten paradoks? – Jednym z dobrych pomysłów w nowelizacji było zniesienie regionalizacji. Sporo osób oprotestowało to rozwiązanie, obawiając się, że np. dziecko z południa Polski trafi w okolice Szczecina. W praktyce chodziło o wyeliminowanie szkodliwej sytuacji – tłumaczy Anna Krawczak, która od trzech lat tworzy rodzinę zastępczą. I opisuje: rodzina zastępcza chce przyjąć dziecko spoza powiatu. Ale władze jej powiatu nie wyrażają na to zgody, bo chcą trzymać na swoim terenie wolne miejsca na wszelki wypadek. W efekcie niektóre rodziny pozostają w gotowości przez miesiące, a władze wolą utrzymywać dom dziecka.
Anna Krawczak mówi, że to praca, która daje olbrzymią satysfakcję. – Efektem moich starań jest to, że dzieci się rozwijają. Gdybym miała patrzeć tylko na to, co daje mi państwo i w jakiej roli mnie ustawia, dawno bym zrezygnowała – ocenia. Dlatego nie dziwi jej, że w 2018 r. rodzin zastępczych było 36 639, o 670 mniej niż w 2017 r. – Niektórzy mają dość i gdy np. dzieci się usamodzielnią lub, co rzadziej, wrócą do rodzin biologicznych, nie decydują się na dalszą pracę.
Tylko nieliczni decydują się na przekształcenie rodziny zastępczej w rodzinny dom dziecka. W 2018 r. było ich 613 (o 45 więcej niż rok wcześniej), ale to nadal jedynie 2 proc. tej formy pieczy zastępczej. 98 proc. stanowią rodziny zastępcze.

Rodzic zawodowy za opiekę nad dziećmi zarobi 2250 zł. Brutto