- Pokazaliście, że Lublin jest wolny od faszyzmu - mówił do uczestników na zakończenie Marszu jego organizator Bartosz Staszewski.

- Marsz pełen wzruszeń, pełen miłości, przeszedł, pomimo wszystkich problemów, jakie mieliśmy na drodze, ale przeszliśmy bezpiecznie. Dziękujemy policji. Dziękuję wszystkim mieszkańcom, którzy przeszli z nami w tym wspaniałym marszu, kolorowym, bardzo wesołym – powiedział Staszewski dziennikarzom.

Reklama

Jego zdaniem tegoroczny marsz był "jeszcze lepszy i piękniejszy niż w roku ubiegłym". Na uwagę, że przeciwnicy próbowali go blokować, a prezydent Lublina zakazał go ze względów bezpieczeństwa, Staszewski powiedział, że to nie zniechęca go do organizacji kolejnych marszów.

Reklama

- Będziemy jeszcze sto razy blokowani. Prezydent Żuk (prezydent Lublina Krzysztof Żuk - PAP) jeszcze sto razy zakaże nam marszu, a my i tak będziemy przechodzić, każdy sąd będzie nam za każdym razem uchylał jego zakaz. Będzie marsz w przyszłym roku i w następnym – powiedział Staszewski.

Według szacunków policji w marszu wzięło ponad 1,5 tys. osób, a liczna grupa usiłowała go zakłócić. - W naszej ocenie marsz przebiegł w miarę spokojnie. Doszło do kilku incydentów. Osoby, które próbowały naruszyć prawo, uczestniczyły w nielegalnym zbiegowisku, poniosą za to odpowiedzialność – powiedziała dziennikarzom rzeczniczka komendanta wojewódzkiego policji w Lublinie Renata Laszczka-Rusek.

Policja zatrzymała w trakcie marszu ponad 30 osób. - To jest dopiero początek. Przebieg marszu był nagrywany przez nasze policyjne kamery, ale także będziemy korzystać z monitoringu miejskiego i ustalać kolejne osoby, które próbowały zakłócić przebieg tego marszu – dodała rzeczniczka.

Reklama

Laszczka-Rusek powiedziała, że policja nie ma zgłoszeń, aby ktokolwiek z uczestników marszu odniósł jakikolwiek obrażenia, nie ma też informacji, aby ranny był którykolwiek z funkcjonariuszy. W zabezpieczaniu marszu w Lublinie brali udział policjanci z całego garnizonu lubelskiego a także m.in. z Wrocławia, Rzeszowa, Białegostoku, Kielc i Radomia.

- Nie mamy sygnałów, aby uczestnicy marszu stwarzali jakiekolwiek zagrożenie. Była grupa osób, tak naprawdę uczestników nielegalnego zbiegowiska, która próbowała wpłynąć na przebieg tego marszu, uniemożliwić przemarsz uczestnikom – dodała Laszczka-Rusek.

II Marsz Równości przeszedł ulicami miasta otoczony kordonem policji. Przed policjantami, na przodzie, szli przeciwnicy marszu, a wśród nich grupa osób ubranych w białe kombinezony, ze szczotkami, przypominająca ekipę odkażającą. Trzymali transparent z napisem "Radioaktywna chmara". Chodnikami szły grupy głównie młodych ludzi, niektórzy z nich wykrzykiwali w stronę uczestników marszu "Zakaz pedałowania!". Tuż za przeciwnikami marszu jechał policyjny wóz z armatką wodną. Nad pochodem krążył policyjny śmigłowiec.

Przeciwnicy marszu usiłowali blokować pochód. Już na początku, kiedy uczestnicy marszu zgromadzili się na alejach Racławickich, niedaleko, na drodze marszu, stanęła grupa około 200 osób, niektórzy byli w kominiarkach. Kiedy nie reagowali na wezwania policji o cofnięcie się, policjanci użyli gazu łzawiącego i odepchnęli blokujących.

Kolejna próba blokady miała miejsce na ul. Sowińskiego. Przeciwnicy marszu ustawili się na drodze i rozwinęli baner z napisem: "Naród, który się oburza, ma prawo do nadziei, ale biada temu, który gnije w milczeniu – C.K. Norwid". Policja wzywała ich do zejścia z ulicy, a kiedy nie posłuchali, policjanci użyli gazu łzawiącego i armatki wodnej. Wtedy blokujący się rozbiegli.

Na czele Marszu Równości niesiony był transparent z napisem "Wielka promocja homoseksualizmu". Jechał też samochód, na którym przyczepione były transparenty z napisami: "Najlepiej wiem, kim jestem", "Miłość to miłość". Uczestnicy marszu nieśli tęczowe flagi i transparenty a napisami: "Love is love", "Ten jest zboczony, kto sieje nienawiść", "Bób humus włoszczyzna", "Homofobia zagraża polskiej rodzinie", "Byliśmy, jesteśmy, będziemy". Krzyczeli: "Lublin miastem akceptacji!", "Też was kochamy", "Chodźcie z nami!", "Miłość, równość, akceptacja!".

Przeciwnicy marszu mieli m.in. zdjęcie z dwoma nagimi mężczyznami z napisem "Tacy chcą edukować twoje dzieci. Powstrzymaj ich". Trzymali też flagi i transparenty z napisami: "Ratuj dzieci. Stop pedofilii", "Wzywamy organy władzy publicznej do ochrony dzieci przed demoralizacją na podstawie art. 72 Konstytucji". Kontrmanifestanci wykrzykiwali: "Lublin miastem bez dewiacji!", „"Chłopak i dziewczyna - normalna rodzina", "Zawsze i wszędzie policja je…na będzie", "Nie czerwona, nie tęczowa, tylko Polska narodowa".

Prezydent Lublina Krzysztof Żuk ze względów bezpieczeństwa, a także biorąc pod uwagę doświadczenia związane z ubiegłorocznym I Marszem Równości w Lublinie oraz przebieg podobnych wydarzeń w kraju, wydał we wtorek zakaz organizacji Marszu. Powołał się na przepis ustawy Prawo o zgromadzeniach, który umożliwia wydanie zakazu, gdy zgromadzenie może zagrażać życiu i zdrowiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach.

Od decyzji prezydenta odwołali się do sądu organizatorzy marszu. Sąd Okręgowy w Lublinie w czwartek uchylił zakaz uznając, że wolność zgromadzeń jest podstawową wartością w państwie prawa, a uczestnicy marszu nie stanowią zagrożenia dla bezpieczeństwa. Decyzję Sądu Okręgowego utrzymał w mocy Sąd Apelacyjny w Lublinie.

Pierwszy Marsz Równości przeszedł ulicami Lublina 13 października ub. roku. Wzięło w nim udział około 1,5 tys. osób. Wtedy pochód również usiłowali blokować jego przeciwnicy, wielu z nich zachowywało się agresywnie. Interweniowała policja. Kilku policjantów zostało rannych. Kilkadziesiąt osób spośród blokujących usłyszało zarzuty dotyczące m.in. czynnej napaści na policjanta, naruszenia nietykalności cielesnej, udziału w bójce, udziału w zbiegowisku publicznym, rozboju.