Pan sędzia Łączewski wie, co zrobił, wie, że grozi mu odpowiedzialność karna i chce wykonać tego rodzaju gesty polityczne tuż przed wyborami, uciekając od odpowiedzialności, która nieuchronnie wiążę się z popełnionymi przez niego czynami – mówił Ziobro pytany w Tomaszowie Mazowieckim przez dziennikarzy o zrzeczenie się urzędu przez sędziego Wojciecha Łączewskiego.

Reklama

Szef resortu sprawiedliwości podkreślił, że sędzia podjął jedyną możliwą decyzję wobec grożących mu zarzutów. Wskazał, że ciążące na nim czyny, polegające na okłamywaniu opinii publicznej, okłamywaniu mediów, składaniu fałszywych zeznań, składaniu fałszywego zawiadomienia o przestępstwie są dyskwalifikujące dla każdego, a zwłaszcza dla sędziego.

Ziobro przypomniał, że prokuratura wystąpiła z wnioskiem o postawieniu zarzutów sędziemu Łączewskiemu polegających na tym, że świadomie składał on fałszywe zeznania oraz złożył zawiadomienie o niepopełnionym przestępstwie polegającym na rzekomym włamaniu się na jego konta na Twitterze. Jak podkreślił minister sprawiedliwości, materiał dowodowy zebrany w śledztwie dowodzą, że to on sam korespondował z osobą, którą odbierał, jako Tomasz Lis i namawiał ją do działań mających na celu usunięcie od władzy Prawa i Sprawiedliwości.

Dodał, że sędzia Łączewski zna ten materiał dowodowy. - Wie co robi, nie dziwię się mu w takiej sytuacji, wobec tak jednoznacznych miażdżących dowodów, które pokazują na jego niegodną, nielicującą z powagą urzędu sędziowskiego działanie, które wskazuje na przestępczy charakter – tłumaczył szef resortu sprawiedliwości.

Reklama

Zdaniem Prokuratury Regionalnej w Krakowie, wbrew złożonemu przez sędziego Łączewskiego zawiadomienia o przestępstwie nie doszło do włamania do prowadzonych przez niego pod fikcyjnymi nazwiskami kont na Twitterze.

Jak wskazują również zgromadzone dowody, sędzia zeznał nieprawdę, że to rzekomy włamywacz namawiał w internetowej korespondencji osobę, którą wziął za redaktora naczelnego "Newsweeka" Tomasza Lisa, do prowadzenia antyrządowej kampanii, a także bez wiedzy sędziego zrobił i wysłał za pośrednictwem Twittera jego zdjęcie. Fotografia miała być dowodem, że właścicielem konta zarejestrowanego na fałszywe nazwisko "Krzysztof Stefaniak" jest właśnie sędzia Wojciech Łączewski.

Zlecona przez prokuraturę ekspertyza z zakresu informatyki jednoznacznie wykazała, że nikt poza sędzią Wojciechem Łączewskim nie miał dostępu do jego urządzeń elektronicznych i kont na Twitterze. Zeznania świadków przeczą zaś wersji zdarzeń przedstawionych przez sędziego.

Reklama

W lutym 2016 r. sędzia Łączewski złożył w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie ustne zawiadomienie, że nieznana mu osoba włamała się na jego konta prowadzone pod fikcyjnymi nazwiskami na Twitterze i w jego imieniu prowadziła korespondencję.

Jak podała w piątek "Gazeta Wyborcza", sędzia Łączewski w piśmie adresowanym do Zbigniewa Ziobry i prezesa Sądu Okręgowego w Warszawie poinformował o zrzeczeniu się stanowiska. "Z ogromną troską obserwuję kolejno wprowadzane przez partię rządzącą zmiany w wymiarze sprawiedliwości. W ich efekcie Rzeczpospolita Polska jako demokratyczne państwo prawne chyli się ku upadkowi" – napisał Łączewski. W jego opinii nowa Krajowa Rada Sądownictwa jest ciałem "karykaturalnym, które nie dba o niezawisłość sędziów i niezależność sądów". Swoją rezygnację określa jako znak sprzeciwu wobec "niszczenia wymiaru sprawiedliwości w imię partyjnego interesu".

Łączewski swoją rezygnację nazwał sprzeciwem "wobec niszczenia wymiaru sprawiedliwości w imię partyjnego interesu" i uważa, że z sędziami prowadzona jest "hybrydowa wojna", której celem jest dyskredytacja sędziów sprzeciwiających się uzależnieniu sądów od polityków partii rządzącej.

"Warunki służby sędziowskiej stale się pogarszają, doświadczeni urzędnicy sądowi odchodzą z pracy, a cierpią na tym obywatele, których sprawy nie mogą być rozpoznane bez nieuzasadnionej zwłoki. Chcąc pozostać wiernym rocie przysięgi złożonej w obecności Prezydenta RP, muszę wyrazić swój sprzeciw wobec niszczenia wymiaru sprawiedliwości w imię partyjnego interesu" – kończy pismo Łączewski.

Dodaje, że wnosi o to, aby jego służba zakończyła się 15 listopada. Sędzia Łączewski, jak podaje wyborcza.pl, złożył także do Prokuratury Okręgowej w Warszawie zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Doniesienie dotyczy m.in. ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry, głównych rzeczników dyscyplinarnych sędziów, Wojciecha Biedronia z portalu wPolityce.pl i administratorów hejterskiego konta KastaWatch na Twitterze.

Tłumaczy to tym, że chciałby, aby sędziowie pomawiani o haniebne postępowanie, mogli oczyścić się z tego rodzaju zarzutów. Doniesienie wskazuje, że m.in. w resorcie sprawiedliwości, KRS, biurze Rzecznika Dyscyplinarnego Sędziów Sądów Powszechnych, czy Prokuraturze Krajowej działała zorganizowana grupa, która miała na celu popełnianie takich przestępstw jak m.in. stalking, zniesławienie, publiczne znieważenie, ujawnienie informacji z postępowań objętych tajemnicą (ze śledztw i postępowań dyscyplinarnych) oraz informacji niejawnych.

Łączewski domaga się m.in. zabezpieczenia przez prokuraturę urządzeń elektronicznych (komputerów stacjonarnych, laptopów, tabletów i telefonów) oraz nośników danych (typu pendrive), którymi posługiwali się sędziowie związani z Ziobrą.