Jak przekazał rzecznik wrocławskiej policji asp. szt. Łukasz Dutkowiak, decyzją komendanta miejskiego policji we Wrocławiu została powołana specjalna grupa funkcjonariuszy, składająca się z najbardziej doświadczonych policjantów z komórek kryminalnych i dochodzeniowo-śledczych.

Reklama

Trwa ładowanie wpisu

Funkcjonariusze ci zajmują się identyfikacją osób, które dopuściły się naruszenia prawa podczas marszu. Szczegółowa analiza materiałów dowodowych w tej sprawie, w tym zapisów z kamer monitoringu miejskiego i tych będących w dyspozycji Policji, pozwoliła na wyłonienie przez policjantów wchodzących w skład grupy wizerunków kolejnych 10 osób podejrzewanych o zachowania niezgodne z prawem - powiedział rzecznik.

Policjanci zwracają się z prośbą o pomoc w ich identyfikacji. Kontakt pod nr tel. 71-340-43-06 oraz 71-340-43-95.

Reklama

Podczas marszu z okazji Święta Niepodległości policjanci zatrzymali łącznie 14 osób. W środę do Prokuratury Rejonowej dla Wrocławia Śródmieścia doprowadzono 11 osób zatrzymanych. Wszystkie usłyszały zarzuty "występku o charakterze chuligańskim i czynnego udziału w zbiegowisku mimo wiedzy, że jego uczestnicy wspólnymi siłami dopuszczają się gwałtownego zamachu na osoby lub mienie". Jeden z zatrzymanych usłyszał też zarzut czynnej napaści na funkcjonariusza.

Są to osoby w wieku od 18 do 64 lat. Zastosowano wobec nich środki zapobiegawcze o charakterze wolnościowym, w tym dozór policji oraz poręczenie majątkowe – przekazała w środę rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu prok. Justyna Pilarczyk. Pozostali zatrzymani to dwie 17-latki, które odpowiedzą za znieważanie interweniujących funkcjonariuszy, i mężczyzna, który odpowie za wykroczenie.

Rzecznik wrocławskiej policji asp. szt. Łukasz Dutkowiak informował w piątek, że po analizie nagrań z kamer operatorów będących na miejscu zdarzenia, policjanci zatrzymali kolejne dwie osoby. Byli to rodzice 4-letniego chłopca, którym zarzucono czynny udział w zgromadzeniu, pomimo jego rozwiązania. Mężczyzna dodatkowo trzymał na rękach syna, nie zważając na zagrożenie, jakie powoduje swoim zachowaniem – mówił rzecznik. Mężczyzna odpowie też za narażenie dziecka na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. O zdarzeniu został również powiadomiony wrocławski sąd rodzinny, który teraz zajmie się sprawą.

Reklama

Zgromadzenie, którego jednym z organizatorów był były ksiądz Jacek Międlar, w tym roku przebiegało pod hasłem "Żeby Polska była Polską". Uczestnicy marszu wyruszyli z Wyspy Słodowej. Mieli przejść ulicą Dubois, mostem Sikorskiego do pl. Jana Pawła II i następnie do pl. Solidarności.

Gdy uczestnicy manifestacji przeszli ok. 200 metrów i weszli na skrzyżowanie ulic Dubois i Pomorskiej, urzędnicy wrocławskiego magistratu podjęli decyzję o rozwiązaniu zgromadzenia. Bartłomiej Ciążyński, doradca Prezydenta Wrocławia ds. Tolerancji i Przeciwdziałania Ksenofobii, powiedział dziennikarzom, że marsz został rozwiązany z powodu wznoszonych antysemickich haseł oraz użycia materiałów pirotechnicznych.

Po rozwiązaniu marszu policja zablokowała przejście i zaapelowała do jego uczestników o rozejście się. Z tłumu manifestantów w stronę policjantów rzucano petardy oraz puste butelki. Po około 20 minutach policja użyła armatek wodnych, a następnie kordon funkcjonariuszy zepchnął manifestantów w stronę ul. Pomorskiej. Policja użyła też gazu łzawiącego.

W trakcie zabezpieczenia manifestacji poszkodowanych zostało trzech policjantów oraz dwie inne osoby.