Podczas wczorajszych konsultacji ze związkami zawodowymi i organizacjami pracodawców w Radzie Dialogu Społecznego najgorętszym punktem spornym były pieniądze. Zatrudniający wprost wskazują, że te zagwarantowane w pierwotnej wersji tarczy (ok. 11,8 mld zł) są "drastycznie” za małe i nie wystarczą na ratowanie firm przed upadłością i likwidacją miejsc pracy.

Reklama

Związki dodają, że środki mają płynąć wyłącznie z trzech funduszy – ubezpieczeń społecznych, pracy i gwarantowanych świadczeń pracowniczych. A więc w całości z pieniędzy odkładanych przez firmy i zatrudnionych np. na pensje dla pracowników upadających firm lub na zasiłki dla bezrobotnych. Teraz zaś pójdą na wsparcie podmiotów wciąż funkcjonujących. W przyszłości wydrenowanie tych źródeł może okazać się bardzo bolesne, a potrzeby – w związku ze spodziewanym kryzysem – pozostaną ogromne.

Związkowców i pracodawców rozsierdziło też to, że na dopłaty do pensji (do 40 proc. przeciętnego wynagrodzenia), by utrzymać miejsca pracy – zgodnie z pierwotnym projektem – przeznaczono tylko 800 mln zł, a pomoc ma być wypłacana do wyczerpania tej puli, na zasadzie kto pierwszy, ten lepszy.

W trakcie wczorajszych konsultacji przedstawiciele rządu zapewniali, że wskazane limity finansowania nie są ostateczne, i – po nowelizacji budżetu – znajdą się na ten cel pieniądze publiczne. Zmienią się też niektóre rozwiązania: rząd przychylnie ocenił np. możliwość podwyższenia zasiłku dla bezrobotnych dla osób, które stracą zatrudnienie w związku z kryzysem. Najprawdopodobniej zostaną też zmodyfikowane zasady negocjowania przestoju lub skróconego czasu pracy. Jednocześnie strona rządowa zapewniła, że na planowanym umorzeniu składek na ZUS nie stracą pracownicy (brakujące wpłaty zostaną zaksięgowane i nie wpłyną na wysokość przyszłych emerytur).

Reklama

Partnerzy społeczni usłyszeli też, że w razie konieczności wszystkie formy wsparcia przewidziane w tarczy zostaną wydłużone o kolejne trzy miesiące. Na razie to jednak obietnice, a związkowcy i pracodawcy chcą zobaczyć przepisy.

– Od tego uzależniamy nasze ostateczne stanowisko w sprawie tarczy antykryzysowej – podkreśla Andrzej Radzikowski, przewodniczący OPZZ.