Po 36 godzinach poszukiwań - w środę późnym wieczorem - policjanci znaleźli Albinę E. Kobieta siedziała otępiała w mieszkaniu swoich krewnych. Przedtem błąkała się bez celu po mieście. Płakała i nie potrafiła składnie odpowiadać na pytania: dlaczego wyszła z mieszkania, dlaczego pozostawiła bez opieki swoje dzieci, dlaczego doszło do tragedii - pisze "Fakt". Policyjny psycholog nie miał wątpliwości - kobieta jest w ciężkim stanie. Przeżyła straszliwy szok, bo wszystko wskazuje na to, że na własne oczy widziała, jak Kinga i Łukaszek wypadają przez okno.

Reklama

Albina E. była w takim stanie, że trzeba było ją odwieźć do szpitala psychiatrycznego. Z jej urywanych wypowiedzi i relacji świadków odtworzyliśmy bieg wypadków tego tragicznego dnia

Wtorek, godz. 11.35

Albina E. krząta się po kuchni. 7-letnia Kinga i 4-letni Łukasz bawią się w swoim pokoju. Kobieta chce zatelefonować, ale karta w jej telefonie jest wyczerpana. Zagląda do dzieci. "Bądźcie grzeczne, mamusia zejdzie na chwilę do kiosku i zaraz wróci" - mówi. Narzuca kurtkę i zamyka za sobą drzwi.

Reklama

Godz. 11.45

Kinga i Łukasz zaczynają się nudzić. "Zobacz, śnieg spadł!" - cieszy się chłopczyk. Dzieci odsuwają firankę i siadają na parapecie. Kinga chwyta za klamkę. "Zrobię dla ciebie kulkę" - mówi do brata i otwiera okno. Wychyla się mocno do przodu, by zagarnąć śnieg. Traci równowagę i spada w dół! Na wysokości trzeciego piętra Kinga uderza w antenę satelitarną. To ratuje jej życie - pisze "Fakt". Dziewczynka spada wprost pod nogi przypadkowego przechodnia: "Mamusiu, mamusiu, ratuj mnie..." - jęczy dziewczynka. Mężczyzna spogląda do góry. W otwartym oknie na siódmym piętrze widzi zarys małej postaci. Kilka sekund później na ziemię spada 4-letni Łukaszek...

Godz. 11.50

Reklama

Niczego nieświadoma matka wychodzi ze sklepu. Szybkim krokiem idzie do domu. Nagle zamiera w bezruchu. Z odległości kilkunastu metrów widzi, jak dwójka jej dzieci spada na chodnik! Patrzy na biegającego mężczyznę, który wzywa pomocy. Spogląda w górę. Widzi okno swojego mieszkania i powiewającą na wietrze firankę. Dociera do niej, co się stało.

Jeszcze przez chwilę zszokowana wpatruje się w twarze swoich dzieci. "Nie ma pulsu!" - słyszy głos przechodnia, który dotyka szyi chłopczyka. Przed blokiem zaczynają zbierać się gapie. "Mój Boże! Jaka tragedia" - mówi jedna kobieta. "Gdzie była matka tych dzieci?" Kobieta zatyka uszy i zaczyna uciekać. Byleby być jak najdalej...

Godz. 11.57

Dyżurny komendy miejskiej policji otrzymuje zgłoszenie od lekarza karetki: z okna z siódmego piętra wypadła dwójka dzieci. Czteroletni chłopiec nie żyje. Dziewczynka jest reanimowana. Żyje. Karetka odwozi ją do szpitala na ul. Traugutta - relacjonuje "Fakt".

Godz. 12.15

Policjanci dobijają się do drzwi mieszkania, ale nikt nie otwiera. Wyważają je i wchodzą do środka. Pusto. W pokoju na podłodze leżą zabawki dzieci. Na parapecie w śniegu widać ślady dziecięcych rączek...

Policjanci zaczynają rozpytywać sąsiadów o rodziców dzieci: "Nie znam tych ludzi, oni tu od niedawna mieszkają" - mówi starsza pani. "Normalni rodzice, spokojni" - zapewnia. "Mamę często widziałam z dziećmi na spacerze" - twierdzi ktoś inny. Policjanci zaczynają poszukiwania.

Godz. 12.30

Na miejscu zjawia się prokurator. Jeden z sąsiadów mówi, że ojciec dzieci pracuje na Dworcu Głównym, sprzedaje ubrania. Policjanci jadą tam. Jedna z kobiet mówi, że widziała, jak matka wychodziła z domu i na klatce czekała na windę. Funkcjonariusze przywożą Tadeusza E., ojca dzieci. Ten na widok ciała Łukasza przykrytego folią zaczyna płakać. "Syneczku!!!" - krzyczy zrozpaczony. Do mężczyzny podbiega policyjny psycholog. Otacza mężczyznę ramieniem i wprowadza go do bramy.

Godz. 13.05

Kinga trafia na oddział intensywnej terapii. Jest przytomna. Ma złamaną rękę. Lekarze sprawdzają, jakie są uszkodzenia organów wewnętrznych. Dziewczynka wciąż pyta o mamę i o braciszka. Trwają poszukiwania Albiny E. Mąż nie wie, gdzie ona jest. "Kiedy wychodziłem do pracy, była z dziećmi. Nigdy ich nie zostawiała. Nie wiem, dlaczego wyszła z domu i po co?!" - załamywał ręce. "Szukajcie jej!" - błaga.

Godz. 15.00

Kilkudziesięciu policjantów przeczesuje teren wokół bloków. Zaglądają w każdy zakamarek. Fotokomunikat o zaginięciu kobiety trafia do wszystkich wrocławskich komisariatów.

Godz. 18.20

Do szpitala przy ulicy Traugutta przychodzi Tadeusz E., tata Kingi. Idzie do dziewczynki. Ta wita ojca szerokim uśmiechem. Pan Tadeusz zmusza się, by wykrzesać z siebie odrobinę radości. Przytula obolałą córeczkę z całej siły. "A gdzie mamusia i Łukaszek?" - pyta dziewczynka. Ojciec zaciska z bólu wargi i mówi, że mama nie mogła przyjść, ale wkrótce ją odwiedzi. O braciszku nie wspomina.

Środa, 28 listopada, godz. 10.05

Matka dzieci wciąż nie daje znaku życia. Policjanci zaczynają rozważać możliwość, że widziała tragedię i jest w szoku. Podejrzewają, że z rozpaczy mogła popełnić samobójstwo. Stan Kingi poprawia się. Lekarze mówią o cudzie.

Godz. 16.00

Policja pozwala na pokazanie zdjęcia poszukiwanej kobiety. Lokalne stacje radiowe i telewizja co kilka minut nadają relacje z poszukiwań. Cztery godziny później już wiadomo - matka jest u rodziny, w jednym z mieszkań na Starym Mieście. Drzwi otwiera Józefa E., siostra ojca dzieci. "Ona błąkała się po Wrocławiu, jest w szoku" - mówi rodzina. "Dopiero dziś wieczorem do nas przyszła". Psycholog próbuje nawiązać kontakt z matką. Bezskutecznie. Matka w kółko powtarza imiona dzieci i cała dygocze.

Godz. 21.05

Policjanci zabierają ją na komisariat policji Wrocław Stare Miasto. "Chciałam kupić kartę, wyszłam tylko na chwilę..."- mówi Albina E. "Dzieci się bawiły, dlatego uznałam, że mogę je same zostawić" - chowa twarz w dłoniach. "Ja je zawsze wszędzie ze sobą zabierałam, to był pierwszy raz" - wybucha płaczem.

Na pytanie, dlaczego tak długo nie dawała znaku życia, odpowiada: "Pochodzę z Kazachstanu. W Polsce przebywam nielegalnie" - tłumaczy. - "Bałam się..."

Kobieta mówi, że widziała tragedię na własne oczy. Nie wie, co potem się z nią działo. Psycholog stwierdza, że stan kobiety nie pozwala na jej przesłuchiwanie. Kobieta trafia do szpitala psychiatrycznego.