Ze szpitala dzwonił po karetkę

Posłuchaj nagrania rozmowy z dyspozytorką pogotowia

"Gazeta Lubuska" ujawniła dramatyczne nagranie rozmowy. "Jestem w szpitalu, przywiozłem babcię, źle się czuje, ma duszności, leczy się na zapalenie płuc" - mówił wnuk Rafał Kroczak dyspozytorce pogotowia. Tłumaczył, że lekarz odmówił przyjęcia, ponieważ staruszki nie przywiozła karetka.

Dyspozytorka nie mogła w to uwierzyć. "Panie, to karygodne!" - powiedziała. Mimo jej interwencji nie udało się namówić lekarza dyżurnego, aby zajął się ciężko chorą kobietą. Dyspozytorka zdecydowała więc o wysłaniu do szpitala karetki.

Reklama

Gdy przyjechał ambulans, kobietę zbadał lekarz pogotowia. Zdecydował, że starsza pani ma zostać w szpitalu z powodu niewydolności krążenia z migotaniem przedsionków. Babcia Kroczaka trafiła od razu na salę "R'' oddziału wewnętrznego. To oddział intensywnego nadzoru.

Reklama

Szpital: Nic złego się nie stało
Rzecznik szpitala bagatelizuje sprawę i twierdzi, że nic złego się nie stało. Jego zdaniem chorej nie groziła śmierć i powinna pójść do ambulatorium - pisze "Gazeta Lubuska" . Wie to od kolegów lekarza dyżurującego w sobotę.

"Zbieramy informacje, czekam na pełne wyjaśnienia, także dyżurującego lekarza" - mówi Krzysztof Cichowlas. Zarzuca wnuczkowi, że... zachował się nieroztropnie, ponieważ sam przywiózł babcię, zamiast w domu poczekać na karetkę pogotowia.

Reklama

"To sprawa dla sądu lekarskiego"
Środowisko lekarskie jest oburzone. "Lekarz w gorzowskim szpitalu, który odmówił pomocy staruszce, popełnił przestępstwo" - grzmiał w TVN24 Andrzej Włodarczyk, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie. Jego zdaniem, sprawa powinna trafić do sądu lekarskiego.

Na razie jednak szpital pod lupę weźmie miejscowy oddział Narodowego Funduszu Zdrowia. Kontrolę w placówce zleciło mu Ministerstwo Zdrowia. Resort domaga się także wyjaśnień od dyrekcji szpitala.

To nie pierwszy raz
To już kolejny przypadek odmowy pomocy pacjentom w polskich szpitalach. W październiku dziennik.pl ujawnił skandaliczne zachowania lekarzy w szpitalu w Grodzisku Mazowieckim. Tam pomocy nie chciano udzielić, m.in. pacjentowi, który musiał ze szpitalnego łóżka wzywać pogotowie. Jak twierdził - choć był po operacji i zaczął wymiotować krwią, nikt z dyżurujących w nocy lekarzy mu nie pomógł. Śledztwo w tej sprawie wszczęła prokuratura.

Podobnie jak w sprawie krwawiącej kobiety w ciąży. Prokuratura zajęła się tą sprawą, gdy dziennik.pl podał, że pracownicy szpitala w Grodzisku poradzili jej mężowi, by zawiózł żonę do innego szpitala - oddalonego o 15 km - autobusem. A gdy przerażona para wezwała pogotowie, szpital odwołał wezwanie. W końcu małżeństwo dotarło do Pruszkowa. Ale dziecka nie udało się już uratować.