Klich: Może się zrobić niebezpiecznie
"Mówimy o Pakistanie, kraju dysponującym bronią atomową. Może to doprowadzić do wzrostu napięcia na linii Pakistan-Indie, ale też rozszerzyć się na północno-wschodnią część regionu - czyli Afganistan. A co za tym idzie, spowodować wzrost ryzyka dla stacjonujących tam sił NATO, w tym dla polskich żołnierzy" - nie kryje swoich obaw minister Klich.

Reklama

I zapowiada, że będzie o tych zagrożeniach rozmawiał już w połowie stycznia z sekretarzem obrony USA, Robertem Gatesem.

"Poruszymy kwestię zwiększenia polskiego kontyngentu w Afganistanie i zmiany jego dotychczasowej roli" - dodaje minister Klich, ale nie chce ujawnić żadnych szczegółów.

Polska mocniejsza w Afganistanie?
Nieoficjalnie dziennik.pl dowiedział się, że tajemnicza "zmiana roli" kontyngentu oznacza m.in. żądanie zwiększenia znaczenia naszego dowództwa w strukturach afgańskiej misji NATO.

Teraz nasi żołnierze są rozproszeni po Afganistanie. Polska chce, byli stacjonowali w jednym miejscu, np. w jednej prowincji. Wtedy nasz kraj przejąłby nad nią wojskową kontrolę.


Polska chce też wzmocnić pozycję żołnierzy GROM, którzy - zdaniem naszych wojskowych - nie są dziś wykorzystywani właściwie. "Dosyć zwykłych patroli i różnych działań pomocniczych. To doskonale wyszkoleni żołnierze jednostki specjalnej, bojowej" - mówią nasi informatorzy.

Reklama

Zabójstwo Bhutto to początek lawiny
Była premier Pakistanu i liderka opozycji Benazir Bhutto zginęła dziś w zamachu zorganizowanym przez terrorystę samobójcę na wiecu jej zwolenników w Rawalpindi. Morderca postrzelił ją w szyję i w klatkę piersiową, a potem wysadził się w powietrze.

Zamach potępił cały świat, m.in. USA, Rosja i Watykan. Na pilnie zwołanym posiedzeniu ma zebrać się Rada Bezpieczeństwa ONZ.

Obserwatorzy spodziewają się, że przywódca Pakistanu może teraz ponownie wprowadzić stan wyjątkowy i przesunąć wybory, które miały się odbyć za dwa tygodnie. Obawiają się, że w kraju zaczną się rozruchy, a sytuacja zacznie przypominać tę w Iraku.

Reklama

Siłę poczują bowiem fundamentaliści islamscy, których przeciwnikiem była Bhutto. Będą dążyć do destabilizacji w Pakistanie.

Na razie jednak zamieszki wzniecają zwolennicy Bhutto. Gorąco jest m.in. w Karaczi, gdzie Bhutto była najpopularniejsza. Jeśli nic się nie zmieni, może zacząć się wojna domowa, którą będzie musiał stłumić prezydent Musharraf.

Bhutto była na celowniku
Atak w Rawalpindi był kolejną próbą zabicia byłej premier Pakistanu. 18 października w Karaczi w pobliżu konwoju, którym jechała, wybuchły bomby. Zginęło wtedy co najmniej 130 osób, a ponad 200 zostało rannych. Sama Bhutto wtedy wyszła z ataku bez szwanku.

Zamach w Karaczi zorganizowano krótko po powrocie Bhutto z emigracji. Była pani premier wyjechała z kraju w 1998 roku, oskarżana o korupcję i malwersacje. Teraz wróciła, bo kierowana przez nią Pakistańska Partia Ludowa startuje w styczniowych wyborach. I ma spore szanse na zwycięstwo.

Bhutto starała się porozumieć z prezydentem Pakistanu co do podziału władzy w kraju. Jednak Pervez Musharraf zdecydował się wprowadzić stan wyjątkowy, a samą byłą premier zamknąć w areszcie domowym. To wywołało oburzenie świata.

Była premier chciała przyspieszyć zbrojenia, by odebrać Indiom Kaszmir - region, o który oba kraje spierają się od dawna.