Śledczy nie potrafili znaleźć nadawcy przesyłki, która w lutym ubiegłego roku postawiła na nogi Biuro Ochrony Rządu.

Prokuratura wszczęła śledztwo z urzędu. Przesyłkę z nabojami uznała za groźby pod adresem "konstytucyjnych organów władzy państwowej". Poza ówczesnym premierem zagrożony był - zdaniem śledczych - także jego brat bliźniak prezydent Lech Kaczyński.

Reklama

Dziś prokuratura rozkłada bezradnie ręce. "Powoływano bieglych. Prokuratura starała sie wykonać wszystkie możliwe czynności zmierzające do ustalenia sprawcy" - tłumaczy rzecznik Prokuratury Okregowej w Warszawie Katarzyna Szeska.

Według nieoficjalnych informacji Radia ZET, dokładnie badano same pociski, a nawet ślady śliny ze znaczka pocztowego. Wszystko bez rezultatu.

W paczce były trzy naboje: jeden do pistoletu maszynowego, drugi do ćwiczeniowego karabinu sportowego, trzeci do pistoletu - służbowej broni policjantów i wojskowych.

Reklama