Jeśli Niemcy chcą zmniejszyć potencjał nuklearny i osłabić NATO, to być może Polska – która rzetelnie wywiązuje się ze swoich zobowiązań, rozumie ryzyka i leży na wschodniej flance NATO – mogłaby przyjąć ten potencjał i u siebie” napisała na Twitterze Georgette Mosbacher, ambasador USA w Polsce. Do komentarza załączona była wypowiedź amerykańskiego ambasadora w Berlinie Richarda Grenella, który krytykował niemieckich polityków podważających sens niemieckiego zaangażowania w natowski program nuclear sharing. Czyli, mocno upraszczając, mają samoloty zdolne do przenoszenia amerykańskich bomb atomowych i bazy, w których je przechowują.
Do tej wypowiedzi, również na Twitterze, odniósł się Rolf Nikel, ambasador RFN w Polsce, który napisał: „Niemcy dotrzymują swoich zobowiązań wobec NATO i swoich partnerów zgodnie z umową koalicyjną z 2018 r. W związku z tym wszelkie dalsze spekulacje są bezcelowe”.
Dla postronnego obserwatora cała sytuacja może się wydawać absurdalna: my walczymy z koronawirusem, zajmujemy się radiową Trójką oraz zastanawiamy się nad terminem wyborów prezydenckich, zaś przedstawiciele dwóch państw – najważniejszych z punktu widzenia naszych sojuszy – debatują o bombach atomowych w Polsce. Bez naszego udziału. Jakby Polska faktycznie była tym legendarnym kondominium.
Reklama
CAŁOŚĆ CZYTAJ W WEEKENDOWYM WYDANIU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ" >>>>
Reklama