Od czwartku przed biurem informacyjnym Parlamentu Europejskiego w Warszawie przy ul. Jasnej trwa zbiórka podpisów pod petycją do władz UE wzywającą do podjęcia konkretnych działań ws. sytuacji na Białorusi. Białorusini zbierający podpisy pod petycją rozbili małe miasteczko namiotowe przed budynkiem.

Reklama

Wzywamy do natychmiastowego wprowadzenia sankcji wobec reżimu Łukaszenki. Wzywam do wprowadzenia zakazu wjazdu na teren UE i zamrożenia aktywów dla wszystkich współpracowników białoruskiego MSW i ich rodzin, wszystkich współpracowników KGB i członków ich rodzin, wszystkich współpracowników Centralnej Komisji Wyborczej, wszystkich przedstawicieli białoruskiego parlamentu, wszystkich ministrów i zastępców ministrów, kierownictwa jednostek administracji terytorialnej - obwodów, miast, dzielnic do poziomu zastępców przewodniczących komitetów wykonawczych - napisano w petycji.

Autor petycji, Białorusin mieszkający w Polsce Maksym Czerniawski, oświadczył, że rozpoczął strajk głodowy przed siedzibą biura PE w stolicy. Będę tu stał i głodował 24 godziny na dobę, dopóki Unia Europejska nie wprowadzi surowych sankcji wobec reżimu, albo naród Białorusi nie pogoni Łukaszenki, albo będę w takim przykrym stanie, że karetka mnie zabierze do szpitala - oświadczył.

Reklama

Jak dowiedziała się PAP, Czerniawski jest białoruskim uchodźcą politycznym, który opuścił swój kraj w 2011 roku. Jak miałem 18 lat organizowałem protesty na Białorusi, KGB mnie zna i nie mogę wrócić na Białoruś. Tam jest moja rodzina i pozostaję z nią w kontakcie - mówił.

To, co się teraz dzieje nazywałem zimną wojną domową. Wojną reżimu Łukaszenki z narodem białoruskim. Ale ta wojna przestała być już zimna - zaznaczył Czerniawski.

Reklama

Zaapelował także do operatorów telekomunikacyjnych o zmniejszenie kosztów połączeń wykonywanych z Polski do Białorusi.

Czerniawski choruje na stwardnienie rozsiane.

Po niedzielnych wyborach prezydenckich na Białorusi, w których według oficjalnych wyników po raz kolejny wygrał rządzący od 26 lat Alaksandr Łukaszenka, w wielu miastach tego kraju wciąż trwają protesty przeciw domniemanym fałszerstwom wyborczym. Od ich rozpoczęcia władze zatrzymały, często w brutalny sposób, ok. 7 tys. osób.