Mamy pandemię, która wyciszyła się po jakichś restrykcjach, częściowo przestrzeganych i w okresie wakacyjnym trochę się ta liczba przypadków zmniejszyła. Cały czas staram się wyjaśnić - jak i inni eksperci - że skoro rejestrujemy głównie przypadki objawowe, to prawdopodobnie - i trzeba to było uczciwie mówić - jest zakażeń cztery, pięć razy więcej. Tak jest, chociaż nie ma żadnych dokładnych danych - powiedział w TVN24 prof. Krzysztof Simon, ordynator Oddziału Chorób Zakaźnych w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu.

Reklama

Simon wskazuje kilka powodów wzrostu liczby nowych zakażeń koronawirusem.

Wprowadziliśmy restrykcje (...) i społeczeństwo się pięknie zachowało, ale długo nie może siedzieć w domach. Poluzowaliśmy restrykcje - ku naszemu przerażeniu - gwałtownie i wszystkie, łącznie z tymi idiotyzmami typu luz zupełny na ślubach, pogrzebach, mszach i tak dalej. Wiadomo było, jak to się skończy - stwierdził.

Reklama

Skoro miało być utrzymanie dystansu, mycie rąk, używanie masek, to trzeba to egzekwować. To nie może być tak, że część społeczeństw to stosuje, część - nie. Proste rozwiązanie: nie obsługujemy pana/pani, jeśli nie ma pan czy pani maski, nie myje pan/pani rąk czy nie utrzymuje dystansu – powiedział w TVN24.

Profesor ocenił wprowadzenie nowych stref zaostrzających obostrzenia w niektórych powiatach.

Jestem w stanie to zrozumieć, uważam, że jest to rozsądne. Ale w tym kraju jest wiele osób niewykształconych. Na Górnym Śląsku nikt nie rozumie, że na przykład tu jest Ruda, a tu za rogiem - Zabrze. Ktoś wesela nie zrobi tam, gdzie są restrykcje, tylko 200 metrów dalej, gdzie ich nie ma - mówił.

Jeśli państwo ma funkcjonować, to ludzie muszą pracować, więc ktoś musi się zająć dziećmi, zatem szkoła. Ale trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że 80 procent młodych, zdrowych, właściwie na nic nie choruje - poza incydentalnymi przypadkami. Dzieciom nikt nie narzuci masek, restrykcji w szkole jak utrzymywanie dystansu. Ale rodzice mogą pójść do pracy – zauważył profesor.

Dzieci bezobjawowe będą oczywiście zakażały. Ale zwykle przechodzą to subklinicznie. Mogą to przenieść wtedy tylko na swoich rodziców czy nauczycieli - dodał.

Reklama

Simon uważa, że trzeba pozwolić dzieciom na powrót do szkół.

Według mnie trzeba te dzieci puścić jak najszybciej, według niektórych później. Ale nie należy tego opóźniać. Będzie krótszy dzień, ludzie będą przebywać dłużej w domu, będzie chłodniej, wirusy będą się lepiej szerzyć. Zbierze się nam jednocześnie grypa, paragrypa i jeszcze ten COVID. Być może nastąpi przeciążenie służby zdrowia i masowe zakażenia, czego nie można wykluczać – powiedział w TVN24.

Simon był również pytany, jakie rady ma dla nowego ministra zdrowia Adama Niedzielskiego.

Przede wszystkim prowadźmy odpowiedzialną politykę informacyjną. Wprowadzamy restrykcje, to mamy ich przestrzegać wszyscy. A nie, że trzy dni po wprowadzeniu restrykcji towarzystwo się ukazuje, składając wieńce bez masek, bo mówi, że polityków to nie obowiązuje. Skończmy z takimi wygłupami, że jesteśmy najlepsi w Europie, zwyciężyliśmy, a epidemii nie ma – mówił Simon w TVN24.

Dziewięć i pół miliona osób w tym kraju jest narażona na ciężki przebieg tego zakażenia. Nie mówię już o grypie, która też może mieć ciężki przebieg. Ich los zależy od tych 30 milionów ludzi, którzy w dużym stopniu to lekceważą – tłumaczył profesor.