"Gdy usłyszałam w sądzie, że przed ślubem mąż może rozmawiać z synem i przyszłą synową tylko przez telefon i zza szyby, to mnie zatkało" - skarży się "Dziennikowi Łódzkiemu" Wanda Łyżwińska. "A byłam przekonana, że wymiar sprawiedliwości szanuje polską tradycję i tak ważne wydarzenia w życiu człowieka, jak ślub" - dodaje.

Reklama

Stanisław Łyżwiński chciał pobłogosławić młodą parę znakiem krzyża i pokropić gałązką mirtu zmoczoną w wodzie święconej. "Dzieci nie planowały rozbudowanej ceremonii ani intonacji pieśni <Serdeczna Matko>. Wszystko miało odbyć się skromnie i z klasą" - tłumaczy jego żona.

>>>Jakie nowe dowody w sprawie ma Wanda Łyżwińska?

Jednak sąd nie zwrócił uwagi na staropolską tradycję, tylko na dobro śledztwa. Dlatego nie zgodził się na bezpośredni kontakt aresztowanego byłego posła Samoobrony z rodziną. Jak tłumaczy wiceprezes Sądu Okręgowego w Piotrkowie Trybunalskim Jacek Gasiński, sąd kierował się wyczuciem i ostrożnością. Tym bardziej, że - jak podkreśla kapitan Sylwester Rozpończyk z piotrkowskiego aresztu śledczego - nie ma takiego zwyczaju, by jakikolwiek osadzony błogosławił dzieci.

Reklama

>>>Czego nie może powiedzieć Andrzej Lepper?

"Dziennik Łódzki Polska" przypomina, że w procesie Stanisława Łyżwińskiego zdarzały się już zagadkowe przecieki z tajnych rozpraw. Były polityk wciąż siedzi za kratami, bo sąd obawia się, że na wolności może mataczyć i namawiać świadków do zmiany zeznań. Łódzka prokuratura oskarża go między innymi o zgwałcenie kobiety, a także żądanie i przyjmowanie korzyści seksualnych od działaczek partii.

>>>Przeczytaj zeznania kobiet z seksafery