Nasze plany zabezpieczą setki tysięcy miejsc pracy w przemyśle obronnym, chroniąc źródła utrzymania w Wielkiej Brytanii, i zapewniając bezpieczeństwo Brytyjczykom – mówił w połowie listopada premier Boris Johnson, tłumacząc spektakularną podwyżkę wydatków na obronność.
Chodzi o dodatkowe 16 mld funtów przez kolejne cztery lata. Choć już obecnie wydatki Wyspiarzy na obronność są jednymi z największych na świecie – w tym roku to równowartość ok. 240 mld zł. W ujęciu procentowym to 2,2 proc PKB, podobnie jak u nas, ale nominalnie będzie to prawie pięć razy więcej. Co przy wydatkach zbrojeniowych ma znaczenie, bo ceny dla wszystkich są podobne, a rynkiem rządzie prosta zasada: większy – bogatszy – może więcej.
Wielka Brytania dysponuje potężną flotą – w służbie ma już dwa nowe lotniskowce typu Queen Elizabeth. Kilka tygodni temu grupa pierwszego z nich osiągnęła gotowość operacyjną. To przedsięwzięcie skomplikowane, bo jednostki tej wielkości (i wartości) nigdy nie pływają same, zawsze towarzyszy im potężna eskorta – w tym wypadku aż 9 okrętów (również z USA i Niderlandów), niektóre do obrony przed zagrożeniem z powietrza, inne do obrony przed okrętami podwodnymi. W jednej grupie służą 3 tys. żołnierzy. Wielka Brytania to również mocarstwo atomowe. Cztery lata temu Brytyjczycy zgodzili się na odnowienie programu nuklearnego Trident za równowartość ok. 200 mld zł.
Reklama
Reklama