Podkarpacie i Małopolska – tylko w tych regionach Prawo i Sprawiedliwość ma szansę na samodzielne rządy w sejmikach województw. W pozostałych województwach, w których PiS – jak wczoraj wynikało ze wstępnych sondaży i cząstkowych wyników wyborów – zdobyło najwięcej głosów (podlaskie, mazowieckie, łódzkie, lubelskie, świętokrzyskie, śląskie), partia może i tak zostać zepchnięta do opozycji przez odtwarzaną koalicję PO-PSL.
Politycy PiS z woj. małopolskiego liczą na samodzielne rządy w sejmiku, choć na razie mówią o tym nieoficjalnie. Ponieważ Jarosław Kaczyński wykluczył już współpracę z lewicą, w razie czego naturalnym kandydatem do budowania koalicji jest PSL. Tym bardziej że reprezentacja Platformy Obywatelskiej w regionie może zostać mocno zmarginalizowana. Jak tłumaczy Zdzisław Filip, kandydat PiS do podkarpackiego sejmiku, do tej pory 4 na 39 radnych było z PSL, choć zajmowali istotne stanowiska wicemarszałka, członka zarządu województwa, wiceprzewodniczącego sejmiku i przewodniczącego komisji ochrony środowiska. To była cena, jaką musiała zapłacić PO za wejście w koalicję z ludowcami. Radnych PO było aż 17. – Teraz te proporcje mogą się odwrócić. Ale decyzje o wchodzeniu w jakiekolwiek koalicje będziemy podejmować na radzie regionalnej – zastrzega Zdzisław Filip.
Także na Podkarpaciu PiS zdominował sejmik. Według wstępnych wyników zdecydowanie wygrał: z 33 mandatów może dostać nawet 20. – Jeśli to się potwierdzi, będziemy rządzić samodzielnie. Nie ma sensu rozpatrywać innych wariantów – podkreśla Władysław Ortyl, obecny marszałek.
Ale pozycję PiS osłabia rosnący apetyt PSL, podyktowany dobrym wynikiem wyborczym (17 proc. według wstępnych sondaży). Regionalna układanka w największej mierze zależy od decyzji w szeregach ludowców. Szef PSL Janusz Piechociński zapowiedział wczoraj, że w pierwszej kolejności regionalne koalicje będzie tworzyć z Platformą. Jeśli natomiast trzeba byłoby nawiązać współpracę z PiS, to i tak również z udziałem Platformy (koalicja PiS-PO-PSL). W tym kontekście przywoływał porozumienie PO-PiS-PSL w woj. świętokrzyskim skupione wokół marszałka Adama Jarubasa (PSL) w latach 2006–2010. Z wypowiedzi Janusza Piechocińskiego oraz nieukrywanej niechęci świętokrzyskich struktur PSL do PiS wynika, że opcja PiS-PSL raczej nie wchodzi w grę.
Reklama
Na Lubelszczyźnie wszystko wskazuje na wygraną PiS, ale także PSL od lat ma tam bardzo silną pozycję. Lider listy PiS Marek Wojciechowski nie wyklucza koalicji z PSL, jednak nie ma wielkich nadziei, że do niej dojdzie. – W polityce nigdy nie mówi się nigdy, rozmowy możemy prowadzić z każdym, gdy będzie znany ostateczny wynik wyborów. Ale mamy świadomość, że PSL i PO zrobią wszystko, by się dogadać i utrzymać ster władzy. Tak było po poprzednich wyborach – zauważa Wojciechowski.
Podobna sytuacja jest na Mazowszu: PiS może być pierwszy, choć z powodu chaosu w liczeniu głosów trudno było zorientować się wczoraj, jak będzie wyglądał rozkład mandatów. Ale politycy PiS nie kwapią się do szukania porozumienia z PSL. – Nie ma sensu wchodzić w porozumienia ze Struzikiem. Jeśli koalicja z PSL, to bez niego. Inaczej w województwie nic się nie zmieni, a my będziemy za to brali odpowiedzialność – zauważa jeden z polityków partii. Mazowieckie PSL to Adam Struzik, dlatego zapewne także tu PiS nadal będzie w opozycji.
Mało prawdopodobna jest też koalicja PiS z PSL w Łódzkiem. Choć zwolennicy Kaczyńskiego wzięli około jednej trzeciej z 36 mandatów, to rządzić raczej nie będą. – Cel został osiągnięty, wygraliśmy. Zobaczymy, jak ułożą się wyniki innych komitetów i czy będzie sens rozmawiać z kimkolwiek o czymkolwiek – mówi jeden z lokalnych polityków PiS. Tym bardziej że działacze PiS wczorajsze słowa prezesa interpretują jako wskazówkę: albo rządy samodzielne, albo nic.
PiS zachowuje rezerwę wobec decyzji o koalicji z ludowcami w sejmikach także z uwagi na przyszłoroczne wybory parlamentarne. PiS dąży do zwycięstwa w skali, która pozwoli mu na samodzielne rządy w kolejnej kadencji parlamentu. A to oznacza ostrą krytykę większości rządowej, w tym PSL. Z kolei ludowcy ostrożnie podchodzą do związków z PiS, gdyż boją się losu LPR i Samoobrony. Zamierzają za to przełożyć swoją mocniejszą pozycję w samorządach na układ koalicyjny z PO – aby mieć w nim więcej do powiedzenia. Jak wynika z nieoficjalnych rozmów z politykami PSL, ugrupowanie to będzie dążyło do zwiększenia liczby marszałków w województwach. – Z racji wyniku w wyborach należy nam się co najmniej sześciu marszałków. A świetnie byłoby mieć ośmiu – zdradza jeden z prominentnych ludowców. Do tej pory kierowali tylko Lubelszczyzną, Mazowszem i Świętokrzyskim. Podwojenie liczby marszałków spowoduje, że w dużej mierze to PSL będzie – za pośrednictwem zarządów województw – kształtować politykę regionalną pod kątem wydatkowania środków unijnych. To tym ważniejsze, że w latach 2014–2020 samorządy będą zarządzać ok. 40 proc. wszystkich europejskich pieniędzy. W latach 2007–2013 było to 25 proc. PSL może też wykorzystać swój sukces i porażkę PO do forsowania własnych postulatów w koalicji. Chodzi np. o powołanie szefa Polskiej Agencji Kosmicznej. Ale jak zapewnia jeden z prominentnych ludowców, nie będą chcieli wzmocnienia pozycji w rządzie.
Dla partii parlamentarnych niedzielne wybory były ostatnim poważnym testem przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi. Wcześniej czekają nas wybory prezydenckie, ale z racji bardzo silnego poparcia dla Bronisława Komorowskiego wydaje się, że partiom – także PiS – trudno będzie wypromować własnego kandydata. Ludowcy zapewne w ogóle nie wystawią swojego. Duży dylemat w tej sprawie może mieć SLD, które w niedzielę poniosło ciężką klęskę samorządową.