Wie pan, że jutro 1 sierpnia, ważna rocznica?
Oczywiście, wiem.
Obchodzimy 500. urodziny Zygmunta Augusta.
O, tej daty dziennej nie pamiętałem.
Skoro Jagiellonowie, to porozmawiajmy o mocarstwie. Jako dziecko najbardziej lubiłem Kazimierza Jagiellończyka.
To nieoczywisty wybór. A dlaczego?
Bo wtedy Polska była największa, sięgała do Morza Czarnego.
Ale już pan wie, że to nie była Polska?
Dziś wiem, ale wtedy miałem 10 lat.
Niektórym takie postrzeganie historii zostaje i to powoduje, że mamy wrogów wśród Litwinów, Białorusinów i Ukraińców, którzy dostają drgawek na wieść, że Wielkie Księstwo Litewskie to była Polska.
Powiedzmy wyraźnie: nie była.
Nie była, to były dwa oddzielne państwa, które od 1385 r., od czasu unii w Krewie, miały wspólnego władcę. Tylko tyle i aż tyle.
Z kolei Wielkie Księstwo Litewskie wcale nie było takie litewskie.
Narodowo to ono było ruskie. Tu wyjaśnienie, że nie było wtedy języka ukraińskiego czy białoruskiego, był ruski, który zaczął dzielić się na te dwa dopiero w XVII w. Ruskim posługiwali się także Jagiellonowie, a ostatnim wielkim księciem, który mówił po litewsku, był król Aleksander. Całe państwo, choć katolickie, było pod ogromnym wpływem prawosławnej kultury ruskiej, znacznie bogatszej od chłopskiej kultury litewskiej.
Magnateria litewska szybko się spolonizowała, często zastępując szlachtę polską.
Bojarzy litewscy, głównie ci zamożniejsi, funkcjonujący w strukturach państwa, przyjmowali i polski język, i polskie obyczaje.
Dzisiejsi Litwini to w zasadzie dawni Żmudzini, prawda?