Pożar wybuchł w niedzielę po południu, w akcji bierze udział ponad trzysta osób – strażaków zawodowych i OSP wspomagają żołnierze WOT, służby leśne i parkowe, policja. Używane są śmigłowce i samolot gaśniczy.

Sztab kryzysowy

W poniedziałek przed południem k. miejscowości Grzędy (Podlaskie) odbył się briefing po posiedzeniu sztabu kryzysowego, który – na wniosek komendanta wojewódzkiego PSP – jeszcze w niedzielę powołał wojewoda podlaski Jacek Brzozowski.

Reklama

Pożar "niezlokalizowany"

Pożar jest na teraz niezlokalizowany, ale się nie rozprzestrzenia i to jest ważna wiadomość – mówił dziennikarzom wojewoda. Podkreślił, że nie ma zagrożenia dla ludzi z pobliskich terenów.

Zastępca komendanta głównego Państwowa Straż Pożarna st. bryg. Paweł Frysztak wyjaśnił, że określenie "pożar zlokalizowany" oznacza, że pożar co prawda trwa, ale strażacy mają nad nim pełną kontrolę. W tym momencie nie mogę tego jeszcze powiedzieć, jako kierujący tymi działaniami, że pożar został zlokalizowany – dodał.

Alert RCB o pożarze

Reklama

Wojewoda przypomniał, że jeszcze w niedzielę do osób przebywających w podlaskich powiatach: augustowskim, grajewskim i monieckim wysłany został alert RCB o treści "Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym. Nie zbliżaj się do zagrożonego terenu. Stosuj się do poleceń służb".

Akcja z ziemi i z powietrza

Jak z kolei mówił Frysztak, w nocy – oprócz prowadzenia działań gaśniczych i monitoringu z dronów – przegrupowani zostali ludzie i sprzęt w miejsce koncentracji (które znajduje się koło wsi Grzędy). Podkreślał, że warunki prowadzenia akcji gaśniczej są bardzo trudne, grząski i bagnisty teren uniemożliwia dojazd ciężkim sprzętem pożarniczym.

Dlatego akcja prowadzona jest z ziemi i z powietrza. Z ziemi w taki sposób, że strażacy dowożeni są w miejsca ognisk pożaru specjalistycznymi samochodami Sherp lub quadami; m.in. działają tam strażacy z tzw. modułu GFFF (ang. Ground Forest Fire Fighting) Poland, czyli wyszkoleni do gaszenia pożaru lasu z ziemi, bez użycia pojazdów.

Oni tam docierają na własnych nogach i ciężką, fizyczną pracą, przy pomocy tłumic i hydronetek, prowadzą działania gaśnicze – wyjaśniał komendant. Dodał, że stosowane są szybkie zmiany, by ci strażacy, którzy są bezpośrednio w akcji mogli odpoczywać, umyć się, coś zjeść, by "ta praca była ciągła, stała i rotacyjna".

Pożar bez "frontu", tylko ogniska

Odnosząc się do prognoz meteorologicznych, mówił, że co prawda w najbliższych godzinach nie przewiduje się deszczu, ale na szczęście wieje niezbyt silny wiatr. Frysztak zaznaczył, że pożar nie ma obecnie wyraźnego tzw. frontu, ma charakter ognisk. To, jak szacujemy, i ta część wypalona i te ogniska, jest obszar ok. 450 ha – mówił.

Kolejni strażacy kierowani do akcji

Po briefingu PSP poinformowała w mediach społecznościowych, że do akcji skierowani zostaną kolejni strażacy. To kolejny tzw. moduł GFFF (z Poznania), ze specjalistycznym podręcznym sprzętem gaśniczym oraz quadami do przemieszczania się w trudnym terenie oraz kompania gaśnicza z województwa warmińsko-mazurskiego. Ona również ma na wyposażeniu quady, a także przenośne zbiorniki na wodę.

Ze względu na dużą liczbę użytych do działań śmigłowców i samolotu (czyli załogowych statków powietrznych) ale również i dronów, na miejsce pożaru skierowano koordynatora operacji lotniczych z Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej.

Nieznana przyczyna pożaru

Przyczyna pożaru nie jest na razie znana. Na tym etapie dalecy jesteśmy od spekulowania, co było bezpośrednią przyczyną. Z pewnością czynności już po pożarze, podjęte przez biegłych z zakresu pożarnictwa, ale i przez ekspertów policyjnych ustalą, co było przyczyną tego pożaru – mówił dziennikarzom rzecznik MSWiA Jacek Dobrzyński.

To kolejny pożar, który strażacy muszą gasić na terenie Biebrzańskiego Parku Narodowego (BPN) tej wiosny. Trzy tygodnie temu spłonęło blisko 90 ha trzcinowisk i suchych traw na granicy podlaskich powiatów augustowskiego i sokólskiego; akcja z udziałem ponad 120 strażaków trwała kilka godzin. Kilka dni temu kolejny pożar w BPN objął teren o powierzchni 8-9 ha.

Strażacy zwracają uwagę, że największy w historii Biebrzańskiego Parku Narodowego pożar, który miał miejsce pięć lat temu i objął ok. 5 tys. ha powierzchni był gaszony przez wiele dni, rozpoczął się w miejscu zbliżonym do miejsca trwającego wciąż pożaru.