Bitwa o Brody charakteryzowała się klasycznymi szarżami kawalerii, często na szable - podkreśla doktor Janusz Wesołowski z Muzeum Wojska Polskiego. Wojna polsko-bolszewicka była ostatnią europejską wojną, w której takie znaczenie miały wojska konne. Sowieci przemieszczali się szybko dzięki konnicy i szukali luk w polskich pozycjach. Jeśli ich nie znajdywali, mogli szybko odskoczyć. Polska kawaleria była odpowiedzią na to zagrożenie.

Reklama

Obaj przeciwnicy musieli szybko przemieszczać się na dużych obszarach, co skłaniało do oryginalnych rozwiązań technicznych. Jedną z nich jest genialna w swej prostocie taczanka, czyli wóz z karabinem maszynowym zaprzęgnięty do konia. Dzięki temu kawalerzyści mogli również prowadzić ostrzał atakowanych pozycji.

Skuteczność polskiego kawalerzysty była kultywowana przez cały okres II Rzeczpospolitej. Jednak, jak podkreśla doktor Wesołowski, zdawano sobie sprawę z nieuchronności zmian i przewagi wojsk zmechanizowanych. Dlatego już podczas Drugiej Wojny Światowej, Polacy walczyli inaczej. Kawalerzyści mieli szybko przemieszczać się konno, a potem walczyć w okopach już jak piechurzy. Znane są jednak udane szarże ułańskie, jak szarża Ułanów Jazłowieckich w Puszczy Kampinoskiej podczas kampanii wrześniowej. Ta jednak miała pozwolić ułanom jedynie uwolnić się z okrążenia.

Polakom podczas Bitwy pod Brodami nie udało się w pełni rozbić Konarmii, ale Sowieci byli tak zdziesiątkowani, że w rozsypce uciekali aż sto kilometrów. Bitwa pozwoliła Józefowi Piłsudskiemu przerzucić najlepsze polskie jednostki na północ i użyć ich w manewrze podczas Bitwy Warszawskiej.