Latem 1988 r., po pierwszej fali strajków z tego okresu, wśród najwyższych kręgów władz PRL dojrzewała koncepcja ograniczonych reform politycznych. W ciągu minionych dwóch lat ekipa gen. Wojciecha Jaruzelskiego próbowała wzmocnić swoją legitymizację społeczną m.in. przez wprowadzenie nowych instytucji – Rzecznika Praw Obywatelskich i Trybunału Konstytucyjnego. Pogarszająca się sytuacja społeczna i gospodarcza oraz rozwój radykalnych nurtów opozycji skłaniały rządzących do poszukiwania nowych rozwiązań.

Reklama

Już wówczas planowano zorganizowanie koncesjonowanych wyborów, w których mogłaby kandydować „konstruktywna opozycja”. Nie oznaczało to dopuszczenia do nich przedstawicieli podziemnej „Solidarności” występującej pod jej szyldem. Komuniści sądzili, że zastąpi ją nowy chrześcijański związek zawodowy lub partia chadecka. Symbolem tego nastawienia władz jest opinia rzecznika rządu z końca lipca 1988 r.: „Ruch +Solidarność+ trwale należy do przeszłości” – stwierdził Jerzy Urban. Kluczem do funkcjonowania nowego systemu politycznego miało być jednak stworzenie urzędu prezydenta (zlikwidowanego konstytucją z 1952 r.) o bardzo szerokich uprawnieniach. Dla otoczenia Jaruzelskiego było oczywiste, że to właśnie przewodniczący Rady Państwa zostanie głową państwa PRL.

Podczas rozmów w Magdalence uzgodniono ponowną legalizację NSZZ „Solidarność”. Zgoda na dopuszczenie jej kandydatów do wyborów parlamentarnych nie przekreślała stworzonych przez władzę planów dotyczących urzędu prezydenta. „Strona rządowa dążyła wówczas do stworzenia Jaruzelskiemu stanowiska superprezydenta, czyli urzędu, który zapewniałby mu tak naprawdę dalsze rządzenie” – powiedział w rozmowie z PAP prof. Antoni Dudek.

5 kwietnia 1989 r., po dwóch miesiącach przeciągających się negocjacji, w których trakcie kilkukrotnie dochodziło do sytuacji kryzysowych, nastąpiło podpisanie porozumień i uroczyste posiedzenie plenarne zamykające obrady okrągłego stołu. Wśród zapisów układu znalazło się m.in. ustanowienie urzędu prezydenta wybieranego przez Zgromadzenie Narodowe, złożone z posłów i senatorów. Początkowo zakładano, że kadencja prezydencka będzie trwała siedem lat. Ostatecznie ograniczono ją do sześciu. Przyjęte w kwietniu 1989 r. zmiany konstytucyjne zapewniały mu nadrzędną pozycję w ustroju. Był zwierzchnikiem Sił Zbrojnych, miał prawo desygnowania premiera, zwoływania rządu i przewodniczenia jego obradom, zarządzał wybory do parlamentu i rad narodowych; miał również prawo weta ustawowego, możliwego do odrzucenia większością 2/3 głosów.

Zapewnienie sobie przez komunistów i ich sojuszników 65 proc. miejsc w Sejmie oraz przynajmniej części mandatów senackich dawało dużą szansę na wybór na urząd prezydenta kandydata reprezentującego ich interesy. Przewidywania kierownictwa PZPR i otoczenia Jaruzelskiego wydawały się zagrożone po porażce wyborczej z 4 czerwca 1989 r. Klęska w wolnym głosowaniu do Senatu sprawiała, że opozycja przy „zdradzie” części posłów obozu rządowego mogła zablokować wybór kandydata PZPR. Nastroje w obozie władzy w kontekście wyboru generała na nowy urząd były fatalne. Ich świadectwem jest notatka z 5 czerwca 1989 r. autorstwa jednego z najbliższych i najbardziej oddanych współpracowników Jaruzelskiego, Wiesława Górnickiego: „Jeśli pogłoski o porażce wyborczej nie są wyolbrzymione, dostrzegam tylko jedno wyjście: Sulejówek. […] Hasło Sulejówek wydaje mi się o tyle trafne, że spowoduje szok społeczny. A jeśli nie spowoduje – to na nic innego ten naród ogłupiały nie zasługuje”.

Wynik wyborów czerwcowych sprawiał też, że obsadzenie tego urzędu stawało się dla PZPR ważniejsze niż w przypadku umiarkowanego zwycięstwa opozycji. Tymczasem wybór Jaruzelskiego wzbudzał sprzeciw części posłów Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego oraz radykalnych ugrupowań antykomunistycznych. 30 czerwca w Warszawie antykomunistyczna młodzież zorganizowała manifestację pod hasłem „Jaruzelski – musisz odejść”. Część demonstrujących ruszyła w stronę gmachu KC PZPR. Rozpoczęły się starcia z milicją i ZOMO. Tego samego dnia generał zrezygnował z kandydowania na urząd i zaproponował na to stanowisko gen. Czesława Kiszczaka. Szef MSW był całkowicie nie do zaakceptowania przez całość ruchu „Solidarności”, a nawet przez część „reformatorskiego” skrzydła partii i członków formacji satelickich. Jak zauważa prof. Wojciech Roszkowski w „Najnowszej historii Polski”, „naciski KC PZPR na Jaruzelskiego, by zmienił decyzję, miały stworzyć wrażenie, że jest on mężem opatrznościowym, gwarantującym bezpieczeństwo przemian w Polsce wobec Kremla”.

Argumenty o konieczności stabilizacji procesu przemian pojawiły się także w słynnym artykule Adama Michnika „Wasz prezydent, nasz premier”, opublikowanym 3 lipca 1989 r. w „Gazecie „Wyborczej”: „Potrzebny jest układ nowy, możliwy do zaaprobowania przez wszystkie główne siły polityczne. Nowy, ale gwarantujący kontynuację. Takim układem może być porozumienie, na mocy którego prezydentem zostanie wybrany kandydat z PZPR, a teka premiera i misja sformowania rządu powierzona kandydatowi Solidarności” – podkreślał redaktor naczelny „GW”. Sam Jaruzelski, prawie do samego końca niepewny wyników głosowania, wstrzymywał się z decyzją. Ostateczną podjął dopiero 18 lipca.

Reklama

Następnego dnia o godz. 15:10 zebrało się Zgromadzenie Narodowe. Posiedzenie prowadzili wspólnie marszałkowie Sejmu i Senatu – Mikołaj Kozakiewicz i Andrzej Stelmachowski. Marszałek Sejmu powiedział, że procedura przewiduje dwie możliwości głosowania: poprzez imienne karty lub oświadczenia ustne. Tuż przed głosowaniem posłowie OKP zaproponowali głosowanie tajne. Ten sposób mógłby pozbawić Jaruzelskiego szans na wybór. Wielu „liberalnych” członków PZPR lub posłów partii satelickich mogłoby wówczas zagłosować przeciwko niemu. Spory regulaminowe trwały niemal dwie godziny. Ostatecznie ustalono, że głosowanie odbędzie się za pomocą imiennych kart. Kandydatura Jaruzelskiego została zgłoszona przez Mariana Orzechowskiego, szefa klubu poselskiego PZPR. „Generał armii Wojciech Jaruzelski – wybitny Polak, dzielny żołnierz jest człowiekiem ogromnej pracowitości, obowiązku i osobistej skromności. Jest żarliwym zwolennikiem przepojonego humanizmem demokratycznego socjalizmu” – mówił poseł Orzechowski o byłym przywódcy junty wojskowej.

Po nim głos zabrał przewodniczący OKP Bronisław Geremek. Podkreślił, że przyszła konstytucja musi zapewniać możliwość wyboru prezydenta w głosowaniu powszechnym. Odwołał się również do słów Lecha Wałęsy, który 14 lipca mówił, że sytuacja Polski narzuca wybór prezydenta pochodzącego z obozu władzy. „Klub Obywatelski wyrasta z doświadczenia lat osiemdziesiątych, z posiewu nadziei, którą była +Solidarność+, i doświadczenia unicestwienia tej nadziei 13 grudnia 1981 r., momentu wprowadzenia stanu wojennego. Zapomnieć tego niepodobna. Pozostajemy wierni sobie, wierni naszemu ruchowi i wierni środowiskom, które w tym Zgromadzeniu reprezentujemy” – tłumaczył Geremek. Dodał, że prezydent będzie „służył interesom całego kraju”. Umiarkowanego poparcia Jaruzelskiemu udzielili przedstawiciele ZSL, SD i środowisk katolickich.

Podczas głosowania posłowie i senatorowie podchodzili do urny i oddawali głos. Część nieobecnych przesłała usprawiedliwienia: „Wobec wystawienia tylko jednej kandydatury na prezydenta stwierdzam, że w wyborach tych, które nie są autentycznymi wyborami, w których przedstawicielstwo narodu wybierałoby prezydenta spośród wielu kandydatów, w wyborach takich brać udziału nie będę” – oświadczał poseł Marek Jurek z OKP.

Po krótkiej przerwie marszałek Kozakiewicz ogłosił, że Wojciech Jaruzelski został wybrany na prezydenta PRL większością jednego głosu. Za głosowało 270 posłów i senatorów, przeciw: 233, wstrzymało się: 34. Szesnastu posłów i senatorów nie wzięło udziału w głosowaniu. Generał został więc „uratowany” przez parlamentarzystów nie z PZPR, SD i ZSL, ale Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego.

O 22.40 Jaruzelski złożył przysięgę prezydencką i wygłosił krótkie przemówienie. Skupił się w nim głównie na potrzebie pracy nad reformami społecznymi i gospodarczymi. „Opowiadam się za rządem porozumienia narodowego, zdolnego do sprostania tym zadaniom” – zaznaczył.

Tego samego dnia, ok. godz. 20 (21 czasu polskiego) w jednym z londyńskich szpitali zmarł prezydent RP na Uchodźstwie Kazimierz Sabbat. Niemal natychmiast na urząd został zaprzysiężony wyznaczony przez niego następca – Ryszard Kaczorowski. Jego przysięga, zgodna z konstytucją RP z 1935 r., nastąpiła tuż po zaprzysiężeniu pierwszego prezydenta PRL. Jego kadencja zaś potrwała zaledwie kilka godzin dłużej niż Wojciecha Jaruzelskiego.

Wybór generała większością jednego głosu pogorszył i tak fatalne nastroje w obozie PZPR. Jerzy Urban styl wygranej określił jako jeszcze bardziej przerażający niż klęskę z 4 czerwca 1989 r. Mimo słabości swojego mandatu Jaruzelski miał jednak w rękach wielką władzę. Jego głównym celem stało się dokooptowanie przedstawicieli „Solidarności” do rządu, na którego czele miał stanąć jego zaufany współpracownik. 1 sierpnia prezydent PRL zaproponował kandydaturę Czesława Kiszczaka. Nie miała ona wystarczającego poparcia nawet wśród członków PZPR, której I sekretarzem Jaruzelski przestał być zaledwie trzy dni wcześniej. Propozycja wywołała również wściekłość wielu posłów OKP. Swoistą odpowiedzią na propozycję generała były sejmowe dyskusje nad sprawdzeniem prawomocności wyboru prezydenta PRL. Trwały też przygotowania do powołania komisji badającej działalność MSW w czasie stanu wojennego. Kolejną propozycją Jaruzelskiego była kandydatura przywódcy ZSL, Romana Malinowskiego.

W tym czasie jednak wydarzenia polityczne toczyły się z dala od Belwederu. Poseł OKP Jarosław Kaczyński rozpoczął konstruowanie koalicji OKP-SD-ZSL. Jaruzelski pozostał na uboczu i mógł już jedynie zabiegać o wejście do rządu reprezentantów resortów siłowych z PZPR – Kiszczaka (MSW) i Floriana Siwickiego (MON).

Tygodnie współpracy z powołaną Radą Ministrów z premierem Tadeuszem Mazowieckim układały się poprawnie. Wyjątkiem był konflikt wokół wizyty w Moskwie, na którą miał się udać również nowy I sekretarz KC PZPR Mieczysław F. Rakowski. Jaruzelski popierał wszystkie działania reformatorskie, włącznie z pakietem ustaw ekonomicznych będących faktycznym demontażem „realnego socjalizmu”. Niemal zupełnie odcinał się od swojej dawnej partii. Wziął jednak symboliczny udział w ostatnim zjeździe PZPR w styczniu 1990 r.

Wiele uwagi poświęcał działaniom w sferze symbolicznej. Z jego inicjatywy już od końca lat osiemdziesiątych organizowano obchody rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja. 11 listopada 1989 r. Jaruzelski uczestniczył w pierwszym uroczystym Święcie Niepodległości. Dla „równowagi” kilka dni wcześniej wziął udział w obchodach 72. rocznicy przewrotu bolszewickiego. Kilka miesięcy później bronił likwidowanego święta 22 lipca. Z kolei w grudniu 1989 r. nie sprzeciwiał się przywróceniu przedwojennego godła oraz zmianie nazwy państwa.

Prezydentura Jaruzelskiego wzbudzała wiele zainteresowania wśród zachodniej opinii publicznej. Gościł zarówno na posiedzeniach przywódców Układu Warszawskiego i RWPG, jak i na szczycie ekonomicznym w Davos. Kluczowe gesty jesieni 1989 r., takie jak msza pojednania polsko-niemieckiego w Krzyżowej, złożenie kwiatów w Katyniu, wizyta w Watykanie, należały już jednak do premiera Mazowieckiego – niebagatelne znaczenie miało też ogromne poparcie społeczne dla jego rządu. W styczniu 1990 r. sięgało 90 proc.

Już wiosną 1990 r. pojawiły się pierwsze głosy domagające się „przyspieszenia” przemian, m.in. ustąpienia Jaruzelskiego. Niemal dokładnie rok po rozpoczęciu prezydentury generał zdał sobie sprawę, że jego kadencja nie potrwa dłużej niż półtora roku. Zasadnicze dla dalszego biegu wydarzeń było dążenie przywódcy „Solidarności” Lecha Wałęsy do prezydentury z woli narodu.

18 września 1990 r., po spotkaniu z udziałem Jaruzelskiego, Wałęsy i Mazowieckiego zorganizowanym w Domu Arcybiskupów Warszawskich, generał ogłosił, że ustąpi ze stanowiska (w tym momencie, po zmianie nazwy państwa, już jako pierwszy prezydent RP). Uzgodniono również projekt zmian w konstytucji dopuszczających wybór pierwszego obywatela w głosowaniu powszechnym.

22 grudnia 1990 r. Jaruzelski opuścił Belweder. Jego odejście znalazło się w cieniu zaprzysiężenia Lecha Wałęsy, ale przede wszystkim wyjątkowej uroczystości przekazania insygniów przez prezydenta II RP Ryszarda Kaczorowskiego.