Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście będzie wyjaśniać, czy doszło do przestępstwa przy wyborach prezydenckich w komisji w Brukseli, gdzie do urny wrzucono 98 kart do głosowania więcej niż ich wydano.

Według informacji umieszczonych na stronie Państwowej Komisji Wyborczej w komisji wyborczej, która mieściła się w polskiej ambasadzie w Brukseli, w trakcie I tury wyborów prezydenckich 20 czerwca wydano 3970 kart do głosowania, a z urny wyjęto 4068.

Reklama

W tej komisji wygrał kandydat PO na prezydenta Bronisław Komorowski, który otrzymał 2389 głosów, drugi był kandydat PiS Jarosław Kaczyński, na którego oddano 1052 głosów.

Sekretarz Państwowej Komisji Wyborczej Kazimierz Czaplicki powiedział PAP, że w takiej sytuacji przepisy nie przewidują możliwości unieważnienia wyników głosowania. Jak mówił, głosy w Brukseli zostały podliczone oraz umieszczone w obwieszczeniu PKW.

Reklama

Zaznaczył jednak, że po II turze wyborów będzie można złożyć do Sądu Najwyższego protest wyborczy w tej sprawie. Nie wykluczył, że zrobi to sama Państwowa Komisja Wyborcza, bo - jak mówił - "jeśli obwodowa komisja nie potrafi racjonalnie wyjaśnić, skąd się wzięła taka różnica głosów, to zachodzi podejrzenie, że ten wynik nie jest prawdziwy".

"Protest będzie rozpatrywał Sąd Najwyższy i będzie musiał stwierdzić, czy ten wynik głosowania w Brukseli miał wpływ na wynik wyborów konkretnego kandydata" - powiedział Czaplicki.

Zdaniem Czaplickiego, biorąc pod uwagę wyniki wyborów, różnica głosów "niewątpliwie nie wpłynęła na wynik I tury".