"We wtorek na ulice wyjdzie 50-60 tys. osób, a z każdym dniem będzie nas coraz więcej" - powiedział w niedzielnym wywiadzie dla agencji „Interfaks-Ukraina” przedstawiciel Partii Regionów, Wadim Kolisniczenko. Jeśli jego zapowiedzi się spełnią, ukraiński kryzys polityczny, nieco wyciszony na święta, wybuchnie z nową siłą.
Na razie aktywniejszy wydaje się premier Janukowycz i jego sojusznicy. Gdy tylko Juszczenko podpisał sporny dekret rozwiązujący parlament, niebiescy zaczęli zwozić do Kijowa demonstrantów. Mimo zarzutów o złamanie konstytucji prezydent nie zamierza się wycofać. "Odwrotu nie będzie. Zapewniam też, że nie dojdzie do konfliktu społecznego" - mówił Juszczenko w Wielką Sobotę podczas uroczystości przed Soborem Sofijskim. Poprosił także Ukraińców o spędzenie świąt wielkanocnych w domach, a nie „na ulicach i placach”.
Jednak niebieski tłum nie zniknął z centrum Kijowa. Przez cały weekend zwolennicy Partii Regionów, socjalistów i komunistów prowadzili „cichy protest” na Majdanie. "A gdzie się mają podziać? Przywieźli ich autokarami, płacą solidną dniówkę. Przecież nie będą jeździć tam i z powrotem. A na wtorek planowane jest wznowienie akcji po obu stronach" - mówi DZIENNIKOWI 35-letni kijowianin Aleksandr.
Pochodzący głównie ze wschodniej i południowej części kraju fani premiera nie ukrywają, że troskliwa Partia Regionów opłaciła im przejazd i wydziela „kieszonkowe”. W efekcie Majdan Niepodległości, który podczas rewolucji w 2004 r. był pomarańczowy, teraz został zajęty przez zwolenników premiera i jego sojuszników. Każdego dnia przybywają nowe posiłki.
Przedstawiciele opozycji jak dotąd nie wychodzili na ulice. Julia Tymoszenko i inni pomarańczowi liderzy dotychczas sprzeciwiali się ulicznym protestom, twierdząc, że należy realizować prezydencki dekret i przygotowywać się do wyborów. W końcu jednak uznali, że nie można już tracić czasu i zapowiedzieli na dziś pierwszą demonstrację na placu Europejskim, oddalonym zaledwie o kilkaset metrów od Majdanu.
Ostateczna decyzja zapadnie jednak w ostatniej chwili. "W szeregach opozycji wciąż trwa dyskusja, czy już czas wychodzić na ulicę" - mówi DZIENNIKOWI Wołodymyr Połohało z BjuTy. "Ludzie Janukowycza są agresywni, a my nie chcemy paść ofiarą prowokacji. Jeśli uznamy, że to grozi destabilizacją, nie będziemy protestować" - dodaje. Także Nasza Ukraina, partia zwolenników prezydenta, zapowiedziała rozpoczęcie akcji protestacyjnej. Początek jest planowany na środowe popołudnie.
Coraz więcej obserwatorów obawia się, że pomimo zapewnień Juszczenki, iż „będzie bezpiecznie”, obecny impas rozstrzygnie ulica. "Jeśli skłócone strony nie osiągną politycznego kompromisu, inicjatywę przejmą masy. Partia Regionów liczy się z takim scenariuszem" - mówi DZIENNIKOWI Wiktor Czornowił, poseł tego ugrupowania. Na razie wszyscy czekają na decyzję Sądu Konstytucyjnego, który ma orzec, czy rozwiązując parlament, Juszczenko działał zgodnie z prawem.