Blisko sześć tygodni po pojawieniu się doniesień o wirusie, nazywanym początkowo "zapaleniem płuc o nieznanych przyczynach", władze Wuhanu zdecydowały się między innymi na zorganizowanie 18 stycznia dorocznego gigantycznego bankietu, na który posiłki przygotowało 40 tys. rodzin. Zaserwowano blisko 14 tys. dań. Sześć dni później miasto objęto kwarantanną - pisze w czwartek "Financial Times".
Burmistrz 11-milionowego Wuhanu Zhou Xianwang wystąpił w telewizji 21 stycznia, zapewniając, że możliwość zarażenia się wirusem od innej osoby jest bardzo ograniczona; liczba chorych wynosiła wtedy 312 - relacjonuje "FT".
Wysokiej rangi doradca rządu w Pekinie powiedział gazecie, że "w obecnym klimacie politycznym, w którym bardziej ceni się posłuszeństwo niż kompetencje, lokalne władze mają powody, by unikać brania na siebie odpowiedzialności".
Ekspert prestiżowego waszyngtońskiego think tanku CSIS Jude Blanchette, wyjaśnia w rozmowie z dziennikiem, że władze regionalne Chin na każdym szczeblu mają skłonność "do ukrywania negatywnych informacji (przed przełożonymi) i cenzurowania odrębnych opinii".
Pod rządami (prezydenta Chin) Xi Jinpinga ta skłonność stała się powszechna i w tym przypadku doprowadziła do długiego okresu inercji, który pozwolił na rozprzestrzenianie się wirusa - dodaje Blanchette.
"Kolosalne koszty cenzury, ludzkie i gospodarcze, zarówno dla Chin, jak i reszty świata, stają się bardzo widoczne", w miarę jak szanowani naukowcy oceniają, że "prawdziwa liczba osób zakażonych koronawirusem może być wielokrotnie większa, niż wynika z oficjalnych chińskich danych" - podkreśla dziennik.
"Epidemia staje się największym kryzysem, z jakim zetknął się Xi Jinping (...) od objęcia władzy w 2012 roku. Nie tylko doprowadziła do zablokowania znacznych obszarów gospodarki, ale też podważa kompetencje partii" - ocenia "FT".
Opieszałość i sprzeczne reakcje WHO również utrudniły walkę z epidemią. "WHO jest tak uległa wobec Chin, że czuła się zobligowana do trzymania się wyznaczonej przez nie linii" - mówi dziennikowi dyplomata z ONZ.
Członek specjalnego zespołu WHO zajmującego się koronawirusem John Mackenzie obarczył jednak Pekin odpowiedzialnością za zbyt powolną reakcję na rozwój epidemii; gdyby Chiny nie ukrywały informacji o nowych przypadkach choroby, "moglibyśmy ograniczyć liczbę przypadków nie tylko w Chinach, ale i na świecie" - ocenił ekspert.
W środę Reuters podał, że Mackenzie nazwał reakcję Pekinu "karygodną" i ostrzegł, że należy oczekiwać, że w Chinach jest więcej chorych, niż wynosi oficjalna liczba przypadków. Dyrektor generalny WHO Tedros Ghebreyesus starał się bagatelizować wypowiedzi Mackenzie'ego.
Jednocześnie poinformował, że w ciągu poprzedniej doby nastąpił największy skok w rozwoju epidemii koronawirusa i zaapelował o 675 mln dol. dotacji na walkę z wirusem.