"Niemcy wysyłają dziś światu niejednoznaczny sygnał: pomimo wszystkich zapewnień, że chcą zmniejszyć swą zależność gospodarczą od Chin, niemiecko-chińskie konsultacje rządowe odbywają się dziś w Berlinie po raz siódmy. Zostały one zainicjowane przez Angelę Merkel i symbolizują szczególne stosunki między Berlinem a Pekinem, które były szczególnie intensywnie realizowane pod rządami byłej kanclerz" - zauważa "Spiegel".

Reklama

Konsultacje

"Chiński premier Li Qiang zabrał ze sobą połowę swojego gabinetu. Oprócz kanclerza (Olafa) Scholza w konsultacjach w Berlinie bierze dziś udział ośmiu niemieckich ministrów, w tym wicekanclerz (Robert) Habeck, minister finansów (Christian) Lindner i minister spraw zagranicznych (Annalena) Baerbock" - informuje portal.

Reklama

Niemiecki rząd "słusznie stwierdza w swoich najnowszych dokumentach strategicznych, że Chiny są coraz mniej partnerem, a coraz bardziej rywalem. Scholz opowiada się również, podobnie jak przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, za "deriskingiem" - jest to koncepcja łagodniejsza niż amerykańskie "decoupling", ekonomiczne oddzielenie. Słowo to ma również tę zaletę, że nie jest do końca jasne, co właściwie się przez nie rozumie. Prawdopodobnie coś w rodzaju: zmniejszenie ryzyka gospodarczego" - czytamy.

"Słowo to jest już zbyt ostre dla Chińczyków, a to czego chcą od spotkań w Berlinie, to przede wszystkim ładne obrazki i przesłanie, że w zasadzie wszystko będzie kontynuowane tak jak wcześniej. Ale Niemcy nie mogą sobie na to pozwolić" - podkreśla "Spiegel".

"Cieszy fakt, że Niemcy i Chiny w ogóle rozmawiają ze sobą"

"Cieszy fakt, że Niemcy i Chiny w ogóle rozmawiają ze sobą na najwyższym szczeblu politycznym (...). Konsultacje rządowe nie powinny być jednak wydarzeniem czysto symbolicznym. Niemieccy politycy mogą wykorzystać spotkania do zakomunikowania Chinom jasnego stanowiska" - dodaje.

W 2022 roku Niemcy przekonały się, że uzależniły się od jednego dostawcy energii - Rosji. Po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę "nagle obudzili się nawet politycy, którzy zawsze bronili specjalnych stosunków niemiecko-rosyjskich. Z największym wysiłkiem ministrowi gospodarki Robertowi Habeckowi udało się w końcu przeprowadzić Niemcy przez zimę bez rosyjskiego gazu. Czy rząd federalny, czy Niemcy wyciągnęły wystarczające wnioski z tego doświadczenia?" - zastanawia się portal.

"Chiny to nie Rosja"

"Chiny to nie Rosja. Ale Niemcy są wielokrotnie bardziej uzależnione od Chin niż od Rosji, to najważniejszy partner handlowy Niemiec, Volkswagen sprzedaje cztery na dziesięć samochodów w Chinach" - podkreśla "Spiegel". "Oznacza to, że w przypadku poważnych wstrząsów między Chinami a Zachodem, a nawet wojny o Tajwan, niemiecka gospodarka jako całość byłaby w tej sytuacji poważnie zagrożona" - dodaje.

"Czysty instynkt samozachowawczy powinien zatem sprawić, że niemieckie firmy nie będą polegać wyłącznie na Chinach, ale pozycjonować się szerzej; ale najwyraźniej instynkt samozachowawczy nie działa wszędzie. Albo, jak w przypadku przemysłu samochodowego, zależności są już tak duże, że trudno je rozwiązać" - czytamy na portalu.

Niemiecki rząd "jest zatem pilnie potrzebny", bowiem - zdaniem "Spiegla" - do tej pory "nie wywierał żadnej presji na niemieckie firmy, oferuje zbyt mało zachęt do szerszego pozycjonowania się na arenie międzynarodowej".

Z Berlina Berenika Lemańczyk