"Uzgodniony przez nas język pozwoli UE mówić jednym głosem" - powiedział Reinfeldt,wyrażając nadzieję, że do porozumienia osiągniętego wewnątrz UE uda się 24-25 września przekonać Stany Zjednoczone i inne najbardziej rozwinięte państwa świata. "Kryzys rozpoczął się w USA i troską także amerykańskich obywateli jest rozwiązanie problemów" - zauważył szwedzki premier.

Reklama

"Mam nadzieję, że prezydent Barack Obama wykorzysta swój kapitał polityczny, by osiągnąć sukces w Pittsburghu" - powiedział przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Barroso.

W budzącej najwięcej emocji sprawie ograniczenia premii dla bankierów szefowie państw i rządów UE zgodzili się pójść dalej niż porozumienie zawarte na przygotowawczym spotkaniu ministrów finansów G20 w Londynie na początku miesiąca. Opowiedzieli się za "wiążącymi zasadami dla instytucji finansowych opartymi na zmiennym wynagrodzeniu, obwarowanymi sankcjami na poziomie krajowym", które mają zmusić banki i inne instytucje finansowe do ograniczenia premii.

Astronomiczne wypłaty dla odpowiedzialnych za transakcje tzw. traderów, prezesów czy członków zarządów w czasach kryzysu są trudne do przyjęcia dla opinii publicznej, zwłaszcza kiedy występują w bankach, które odnotowywały straty i musiały być ratowane przez rządy zastrzykami miliardów euro. Ponadto wielu ekspertów uważa, że obarczone ogromnym ryzykiem operacje na rynkach finansowych (a takie są wynagradzane najwyższymi premiami) to jeden z wielu powodów obecnego kryzysu. Reinfeldt uznał nadmierne premie za "prowokację wobec obywateli UE".

"Nie możemy pozwolić, żeby zyski banków szły na konto prywatne, zaś za straty płacili obywatele" - dodał.

Premie miałyby być uzależnione od długoterminowych zysków (a nie korzystnych krótkoterminowych spekulacji), to znaczy, że byłyby mniejsze w przypadku strat. Dokument pisze wprost o "unikaniu wypłat gwarantowanych premii" i ich cofnięciu w przypadku "negatywnej ewolucji wyników banku". Ponadto miałyby być "ograniczone" dzięki obliczeniu ich wysokości w stosunku do wynagrodzenia stałego albo wyników firmy.

Pozostaje jednak pytanie, czy w Pittsburghu przedstawicielom UE uda się do tego, forsowanego głównie przez Francję i Niemcy, pomysłu przekonać prezydenta USA Baracka Obamę, który w poniedziałek odrzucił możliwość ograniczenia wynagrodzeń w sektorze prywatnym. W Londynie między ministrami finansów G20 zgody na ustalenie pułapów i sankcje nie było. Barroso powiedział, że w przypadku braku porozumienia w Pittsburgu, UE i tak wprowadzi swoje ograniczenia sama.

Reklama

Polski rząd z dystansem podchodzi do dyskusji o nadmiernych premiach, zwracając uwagę, że w Polsce ten problem nie występuje (premie i odprawy są mniejsze, a ponadto żaden bank nie korzystał z antykryzysowej pomocy państwa). Nalegał natomiast na wzmocnienie Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Tak jak chciał polski rząd, szefowie państw i rządów zaapelowali by MFW odgrywał "kluczową" rolę w światowej gospodarce oraz zapowiedzieli zwiększenie unijnego udziału w finansowaniu tej instytucji o dwie trzecie, do 125 mld euro. Od innych członków G20 zażądali porównywalnego wysiłku.

Premier Donald Tusk był też zadowolony z zachowania obecnej liczby członków Rady Zarządzającej MFW. "Nasz punkt widzenia okazał się także punktem widzenia większości szefów rządów" - cieszył się. Jego zdaniem zmniejszenie liczby członków Rady "musiałoby oznaczać pomniejszenie roli Europy, a co za tym idzie Polski, w decyzjach MFW".

UE ma też namawiać w Pittsburghu do rozpoczęcia globalnej koordynacji wychodzenia z kryzysu, choć na razie środki na pobudzenie gospodarki mają być podtrzymane. Chodzi o to, by być gotowym do działania, gdy nastąpi ożywienie gospodarcze i wówczas natychmiast przystąpić do równoważenia finansów publicznych, obarczonych deficytami z powodu funduszy wydanych na walkę z kryzysem. Jednak konkretne działania mają brać pod uwagę specyfikę poszczególnych krajów, co w istocie pozostawia im swobodę działania.

Wróciła kwestia negocjacji klimatycznych, które mają się zakończyć na konferencji w Kopenhadze w grudniu br. Przywódcy wezwali wszystkie strony do znacznego przyspieszenia tempa rozmów, by zapewnić ich pozytywny wynik. Jednocześnie zażądali od innych do porównywalnego wysiłku - zarówno jeśli chodzi o redukcje emisji CO2 po roku 2012 jak i wsparcia najuboższych krajów w walce ze zmianami klimatycznymi, których potrzeby Komisja Europejska oszacowała na 100 mld euro rocznie do 2020 r. UE od wszystkich krajów oczekuje działań na miarę ich możliwości.

"Bez pieniędzy nie będzie porozumienia. Ale pieniędzy nie będzie, jeśli nie będzie działania" - ostrzegł Barroso.

Premier Tusk podkreślał "brak wiążących deklaracji ze strony innych globalnych partnerów" podczas gdy UE deklaruje, że chce być liderem - także finansowym - w ochronie klimatu.

"Mówiąc krótko: jeśli UE ma się zrzucać na ochronę klimatu i deklarować jakieś kwoty, to musi to być skorelowane z poważnymi deklaracjami USA, Chin, Indii i innych wielkich partnerów globalnych. W innym przypadku trzeba zachować, moim zdaniem, powściągliwość i ostrożność. Sądzę, że przynajmniej część naszych europejskich partnerów podziela ten punkt widzenia" - powiedział.

Na szczycie nie było natomiast zgody, by na forum G20 UE miała forsować francuski pomysł podatku od transakcji finansowych. Propozycja ta budzi kontrowersje ponieważ jednostronne wprowadzenie podatku przez UE mogłoby skłonić instytucje finansowe do przeniesienia się z londyńskiego City czy też Frankfurtu na bardziej im przyjazne Wall Street albo do wschodzących centrów finansowych nad Zatoką Perską.