Według nich dzień przed wyborami opublikowany ma zostać zapis ostatniej rozmowy Lecha i Jarosława Kaczyńskich, przeprowadzonej przez telefon satelitarny z pokładu tupolewa, który rozbił się 10 kwietnia 2010 pod Smoleńskiem. Stenogram miałby się ukazać w zagranicznym medium. Miałoby z niego wynikać, że szef PiS naciskał na prezydenta, by mimo złej pogody lądować na lotnisku Siewiernyj.
Sam Jarosław Kaczyński był pytany o tę sprawę w rozmowie z tygodnikiem "Uważam Rze". Stwierdził, że o tego rodzaju plotkach nie słyszał i dodał, że jeśli rozmowa nie będzie sfałszowana, to nie przyniesie nic nowego. Powtórzył, że omawiał z bratem stan zdrowia ich matki Jadwigi. Połączenie trwało 25 sekund, po czym zostało zerwane, co - jak podkreślił - w przypadku takich rozmów nie było niczym niecodziennym.
>>> Kaczyński o areszcie Komorowskiego: Jego największy powód do chwały
Dla wyjaśnienia tej sprawy kluczowe jest pytanie, czy w chwili rozmowy prezydent wiedział o bardzo złych warunkach atmosferycznych panujących na lotnisku w Smoleńsku - podkreśla "Rzeczpospolita". I dodaje, że najprawdopodobniej nie miał tej świadomości, bo do rozmowy doszło pół godziny przed katastrofą. Według zapisów rozmów z kabiny pilotów, załoga w tamtym czasie wiedziała jedynie, że nad lotniskiem unosi się mgła, ale nie wiedziała, że warunki wciąż się pogarszają.
Kilka minut po rozmowie w kokpicie załogi pojawił się dyrektor protokołu dyplomatycznego Mariusz Kazana.
Plotki o ujawnieniu zapisu ostatniej rozmowy braci Kaczyński krążą w środowisku dziennikarskim i wśród polityków od wielu miesięcy - zwraca uwagę "Rzeczpospolita". I podkreśla, że jest mało prawdopodobne, by polska strona w ogóle miała ten stenogram.