Jerzy Pawłowski urodził się 25 października 1932 r. w Warszawie. Wychował się w patriotycznej atmosferze. Jego dziadek walczył w Legionach, a potem do końca życia otaczał Piłsudskiego kultem. Ojciec Pawłowskiego we wrześniu 1939 r. brał udział w bitwie nad Bzurą. Uciekł z niewoli i powrócił do stolicy. Pawłowski we wspomnieniach wiele miejsca poświęca okupacyjnej batalii o przetrwanie. Wraz z matką szmuglował do Warszawy mięso.
Na jego postrzeganie polskiej historii wpłynęło również Powstanie. Bił się w nim jego ojciec, a sam Pawłowski pełnił służbę pomocniczą, przenosił meldunki i żywność. Podczas starć w okolicach siedziby jego późniejszego klubu – CWKS Legii – został ranny. „Widziałem ogromne tragedie, ginęli moi koledzy (potem też ginęli, nawet wtedy, gdy umilkły strzały i wojna dobiegła końca), byłem świadkiem gwałtu własowców [właściwie funkcjonariuszy: Brygady Szturmowej SS Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii Ludowej – przyp. red.] na rok ode mnie młodszej dziewczynce. W końcu exodus warszawiaków. To jest moje patriotyczne ego, tego nie da się wykreślić, zmienić, stłamsić” – podsumowywał swoje doświadczenia.
Wiele wniosków wyciągnął także z wydarzeń października 1956 r. Podkreślał, że tylko wówczas „przez kilkanaście godzin między niosącym nadzieję wystąpieniem [Lechosława] Goździka na Politechnice i – następnego dnia – słynnym wstecznym przemówieniem Gomułki pod Pałacem Kultury […] naród może rzeczywiście w swojej większości chciał popierać program komunistów”. PRL nazywał „imperialną okupacją”.
W październiku 1956 r. był już uznanym szermierzem. Tuż po powrocie do Warszawy w roku 1945 w ruinach odnalazł szablę, która uruchomiła jego wyobraźnię. W 1949 r., a więc dopiero w wieku siedemnastu lat, rozpoczął treningi szermierki. W 1952 r. został powołany do wojska i zaczął trenować w CWKS. Tam trafił pod opiekę węgierskiego trenera Jánosa Keveya. W tym samym roku zdobył mistrzostwo Polski we florecie i wystartował na igrzyskach olimpijskich w Helsinkach.
Przez dwadzieścia lat – poczynając od 1952 r. – reprezentował biało-czerwone barwy na igrzyskach, zdobył złoto olimpijskie, trzy razy srebro i raz brąz. Osiemnaście razy stawał na podium mistrzostw świata. Aż czternaście razy wywalczył tytuł mistrzowski we florecie i w szabli. Był jedynym obok strzelca Adama Smelczyńskiego polskim sportowcem, który uczestniczył w sześciu igrzyskach olimpijskich – od Helsinek do Monachium w 1972 r. Częste wyjazdy skłaniały Pawłowskiego do wyciągania wielu wniosków na temat otaczającej go komunistycznej rzeczywistości i tego, jak wiele różni ją od życia mieszkańców Zachodu. „Podczas olimpiady w Helsinkach istniały dwie wioski: dla sportowców z krajów zachodnich i oddzielna dla nas, z bloku wschodniego, za drutami. Mieliśmy zakaz wstępu do wioski zachodniej. Niewskazane było też picie coca-coli. Raz ktoś doniósł o takim przypadku i urządzono prawie dochodzenie. W końcu winowajca wytłumaczył się, że pił herbatę o podobnym kolorze, i upiekło mu się” – pisał po latach.
Kolorytu środowisku ówczesnej szermierki dodawała obecność sowieckich zawodników. Pawłowski wiedział, że ich „dodatkowym” zajęciem jest praca dla wywiadu ZSRS. Już w 1950 r. szermierzem zainteresowali się polscy towarzysze funkcjonariuszy wywiadu sowieckiego. Podobnie jak wielu innych sportowców podpisał zobowiązanie do współpracy z Urzędem Bezpieczeństwa. Po latach utrzymywał, że funkcjonariusze zagrozili mu, iż w przypadku odmowy aresztują jego ojca. Pięć lat później, gdy niemal przez cały czas wyjeżdżał na zagraniczne zawody, podpisał zobowiązanie do współpracy z Głównym Zarządem Informacji WP. W raporcie zachowanym w aktach Wojskowej Służby Wewnętrznej („następcy” GZI) zadania Pawłowskiego określono jako „zabezpieczenie kontrwywiadowcze ekip sportowych wyjeżdżających do krajów kapitalistycznych”. Dodano, że jego aktywność została wykryta przez służby specjalne Kanady. W 1962 r. WSW zrezygnowała ze współpracy z Pawłowskim. Powodem miały być jego nadmierna „gadatliwość” i chwalenie się działalnością wywiadowczą.
Pod koniec lat pięćdziesiątych Pawłowski stał się jedną z największych gwiazd polskiego sportu i najwybitniejszym szermierzem świata. W 1956 r. na igrzyskach w Melbourne zdobył dwa srebrne medale w turnieju szablistów – indywidualnie i zespołowo. W 1957 został pierwszym polskim indywidualnym mistrzem świata w szermierce. W 1959 r. na mistrzostwach świata w Budapeszcie w drużynie zdobył tytuł mistrzów świata. W roku 1960 na igrzyskach w Rzymie wywalczył ze swoją grupą srebrny medal w szabli. Cztery lata później w Tokio zespołowo zdobył brązowy medal. W 1968 r. w Meksyku z kolei złoty medal w szabli. Dwukrotnie wygrywał w plebiscycie „Przeglądu Sportowego” na najlepszego polskiego sportowca, czterokrotnie zajmował w nim trzecie miejsce. Otrzymał tytuły najlepszego sportowca XXV- i XXX–lecia Polski Ludowej. Dzięki swoim osiągnięciom gościł na salonach stolicy, był zapraszany na wszystkie wydarzenia towarzyskie, bywał w willach komunistycznych notabli. Jako zawodowy żołnierz cieszył się też przywilejami. Po ukończeniu studiów prawniczych został zatrudniony w Wojskowej Akademii Politycznej w Warszawie. W 1969 r. wstąpił do PZPR; jak sam twierdzi, o członkostwo ubiegał się na polecenie wywiadu amerykańskiego. W 1973 r. został prezesem Polskiego Związku Szermierczego.
Współpraca Pawłowskiego z CIA rozpoczęła się w roku 1964. Został zwerbowany podczas wyjazdu na turniej szermierczy w Nowym Jorku. Według wspomnień jego samego spotkał się wówczas z agentem wywiadu, który przedstawił się jako Richard Kowalski. Amerykanin był dobrze poinformowany o działaniach Pawłowskiego w kontekście WSW. Zaproponował współpracę. Sportowiec nie udzielił odpowiedzi, jednak wbrew obowiązującemu w PRL prawu nie poinformował nikogo o próbie zwerbowania przez obcy wywiad. „Kowalski” ponownie spotkał się z szermierzem w tym samym roku na turnieju we włoskiej Padwie. Tam Pawłowski zgodził się na współpracę i podpisał pokwitowanie odbioru 100 dolarów. Zrobił to pod pseudonimem Paweł. Jego pierwszym zadaniem miało być rozpracowanie Inspektoratu Szkolenia MON, w którym był zatrudniony. W 1965 r., podczas turnieju w Brukseli, Amerykanie zaproponowali Pawłowskiemu szkolenie wywiadowcze, które mogłoby się odbyć we Francji. Pretekstem miałaby być wycieczka na południe tego kraju. Miała wziąć w niej udział także żona szermierza.
Po zwycięstwie w mistrzostwach świata w Paryżu Pawłowski uzyskał zgodę na przedłużenie pobytu we Francji i wyjechał na Riwierę. Tam spotykał się z agentami CIA, ale zamiast szkoleń poświęcał czas głównie na informowanie o działalności swojego wydziału MON. Amerykanów szczególnie interesowały wyjazdy oficerów PRL do Wietnamu. Chcieli również, by Pawłowski wrócił do współpracy z komunistycznym kontrwywiadem. W ciągu kolejnych kilku lat niemal każdy międzynarodowy turniej szermierczy był okazją do kontaktów pomiędzy CIA a polskim szermierzem. W planach CIA ich ukoronowaniem miała być ucieczka Pawłowskiego na Zachód. Przekazywane przez niego informacje były mało istotne, ale „zdrada” najwybitniejszego szermierza bloku wschodniego byłaby sporym sukcesem wizerunkowym. Pawłowski jednak odmówił.
Kompromitująca dla kontrwywiadu PRL jest swoboda, z jaką Pawłowski rozmawiał z Amerykanami. Po aresztowaniu sportowca attaché wojskowy w Brukseli, późniejszy szef Żandarmerii Wojskowej płk Jerzy Jarosz, zeznawał, że wiedział o wizytach Pawłowskiego w hotelu President. Wszyscy dyplomaci w Brukseli mieli świadomość, że to punkt spotkań agentów wywiadu belgijskiego. Nie wyciągnął jednak z tego żadnych wniosków. Podejrzeń kontrwywiadu nie wzbudził też powszechnie znany fakt posiadania przez Pawłowskiego ogromnego, jak na warunki PRL końca lat sześćdziesiątych, zasobu dolarów. Wiedział o tym m.in. jego sąsiad, aktor Gustaw Holoubek, w 1968 r. znajdujący się w polu zainteresowań Pawłowskiego, który wyczerpująco informował CIA o wydarzeniach marcowych. Holoubek uważał, że Pawłowski zajmuje się przemytem. Inni zaś wierzyli w wersję przedstawianą przez samego sportowca, który deklarował, że w zachodnich kasynach sprzyja mu szczęście.
Ponad dekadę zajęło peerelowskim kontrwywiadowcom rozpracowanie Pawłowskiego. 23 kwietnia 1975 r. w podwarszawskich Pyrach wpadł w ręce kontrwywiadu wojskowego. Służby te rozpracowały go w ramach akcji o kryptonimie Gracz. Mistrz szermierki z kolei inaczej przedstawiał swój koniec kariery szpiegowskiej. Zaznaczał, że sam zgłosił się do służb, wiedząc, iż jest już spalony. Miał nadzieję na łagodniejszy wymiar kary.
Na ponad miesiąc Pawłowski „wyparował” z peerelowskich salonów. 13 czerwca „Trybuna Ludu” lakonicznie poinformowała, że sportowiec podejrzewany jest o szpiegostwo. Szybko rozkręcono kampanię propagandową. „Zdrada ojczyzny, zbrodnia szpiegostwa – działania przeciw podstawowym interesom obrony kraju – musi wywoływać tym surowsze potępienie, gdy czynu tego dopuszcza się człowiek, któremu Polska Ludowa umożliwiła wykształcenie, rozwijanie zamiłowań i wykorzystanie talentu sportowego, awans społeczny i dostatni byt, sukcesy i sławę w ulubionej dyscyplinie sportu” – napisano w „Żołnierzu Wolności”, organie propagandy Ministerstwa Obrony Narodowej. Wywiad PRL wyolbrzymiał również znaczenie Pawłowskiego i twierdził, że Amerykanie żałowali straty „cennego agenta”. Przeczyła temu suma niecałych 2 tys. dolarów, które otrzymał przez ponad dekadę. Dla przeciętnego obywatela Polski Ludowej była to jednak kwota zawrotna.
Podczas przesłuchań fechmistrz poddał się bez walki. Wystarczyły trzy dwugodzinne spotkania ze śledczymi, aby Pawłowski przyznał się do działań na rzecz Amerykanów i ujawnił wiele szczegółów. Swoją współpracę usprawiedliwiał „szantażem ze strony CIA”. Rok później, czyli w kwietniu 1976, nie mógł liczyć na wyrozumiałość wojskowych sędziów. Poza 25-letnią odsiadką został pozbawiony praw publicznych na dziesięć lat i zdegradowany do stopnia szeregowego.
W więzieniu w Barczewie trafił do celi z kryminalistami. W raportach dyrekcji podkreślano, że Pawłowski próbował „buntować” młodszych więźniów przeciwko władzom PRL, a w trakcie transmisji sportowych obrażał zawodników ZSRS. Słynny szablista zniknął nie tylko ze świata ludzi wolnych. Przestał istnieć w mediach. Embargo zostało przełamane dopiero w 1982 r. Wówczas udzielił wywiadu telewizyjnego czołowemu propagandyście stanu wojennego Markowi Barańskiemu. Wyraził skruchę i poparł wprowadzenie stanu wojennego. Niesłusznie liczył na złagodzenie wyroku.
Dopiero dwa lata później Jerzy Pawłowski znów okazał się władzom PRL potrzebny. Tym razem nie chodziło o propagandę sukcesu (polskiego sportu), lecz o wymianę. Sportowiec i czterej inni agenci CIA, odsiadujący karę w Polsce, mieli zostać wymienieni na skazanego w USA agenta komunistycznego wywiadu Mariana Zacharskiego. Wcześniej Pawłowski na własną prośbę został ułaskawiony przez Radę Państwa. W 1985 r. wraz z pozostałymi szpiegami przewieziono go specjalnym transportem do Niemiec. W ostatniej chwili przed wymianą odmówił przejścia na amerykańską stronę. Powiedział, że woli pozostać w Polsce.
Po zwolnieniu z więzienia powrócił do sportu. W krajowych turniejach pokonywał wielu znacznie młodszych zawodników. Po 1989 r. nie znalazł sobie miejsca w nowej rzeczywistości. W książce „Najdłuższy pojedynek. Spowiedź szablisty wszech czasów – agenta CIA” pisał, że w Polsce za dużo zostało ze starego systemu bezpieczeństwa. Władzom III RP miał za złe, że nie traktowano go jak bohatera. W środowisku sportowym był zaś traktowany w bardzo różny sposób. Wielu uważało go za zdrajcę, inni niemal zupełnie pomijali ten aspekt jego biografii i skupiali się tylko na jego osiągnięciach zawodowych.
W ostatnich latach życia Jerzy Pawłowski zajmował się swoją drugą pasją – malarstwem. Jego pogrzeb na cmentarzu w Falenicy miał charakter prywatny, ale byli na nim obecni przedstawiciele Polskiego Komitetu Olimpijskiego.
Więcej do przeczytania – w serwisie historycznym Dzieje.pl