Jak podaje "The Independent”, pięć tygodni po wybuchu epidemii w USA, naukowcy odkryli, że 20 proc ze wszystkich hospitalizowanych przez COVID-19 osób w Nowym Jorku, zmarło.

Reklama

Eksperci podali, że w NY zmarło 88. proc. z 320 pacjentów z koronawirusem, którzy byli podłączeni do respiratorów.

Jest to smutna liczba - oceniła Karina Davidson, główna autorka badania i profesor w Feinstein Institutes for Medical Research w Northwell.

"The Independent” wskazuje, że badanie, które opublikowało czasopismo "JAMA” jest największą i najbardziej kompleksową analizą danych w USA.

Badacze wzięli pod lupę dokumentację medyczną 5700 chorych na COVID-19 pacjentów, leczonych w dwunastu różnych szpitalach między 1 marca a 2 kwietnia 2020 roku. 60 proc. z nich to mężczyźni, 40 proc. to kobiety, a średnia wieku wyniosła 63 lata – czytamy na stronie serwisu.

Problemy z jakimi stykali się zmarli na COVID-19 pacjenci to: w 57 proc. przypadków nadciśnienie tętnicze, w 41 proc. otyłość, a w 34 proc. cukrzyca.

Naukowcy zauważają, że ponad 30 proc. badanych nie miało podwyższonej temperatury w czasie, gdy byli przyjmowani do szpitala, a gorączka jest jednym z głównych objawów koronawirusa.

"The Independent” podaje, że aż 94 proc. hospitalizowanych pacjentów miało kilka chorób współistniejących.