To raz wzmagające się, raz słabnące napięcie na Bliskim Wschodzie skłoniło byłego ambasadora Izraela w Polsce do przemyśleń nad kondycją jego kraju. Tym bardziej, że 24 kwietnia Izrael świętował 59 rocznicę państwowości. Czy kraj ten ma jeszcze pozycje regionalnego supermocarstwa? A może obawia się nuklearnych gróźb ze strony Iranu? I jaki nastrój panuje w kraju po ubiegłorocznej wojnie w Libanie, w której niezwyciężona dotychczas armia po raz pierwszy musiała uznać wyższość arabskiej partyzantki.

Reklama

Nagroda dla Izraela

Wojny, które nie kończą się zwycięstwem wojskowym, politycznym lub dyplomatycznym, wywierają natychmiastowy dramatyczny wpływ na politykę wewnętrzna. Jest to proces naturalny. Wojna doprowadza do zmian, niezwycięska wojna jest powodem do rozczarowania, gra na korzyść opozycji, choć nawet ta ostatnia ją popiera. Klęska i smutek po niej prowokują społeczeństwo do poszukiwania jej przyczyn, do zrewidowania wartości i to nie tylko w dziedzinie polityki państwowej i wojennej.

Wybory do Knessetu 18. kadencji teoretycznie odbędą sie pod koniec października 2010 roku, jeśli utrzyma się większość koalicyjna w parlamencie pod kierownictwem Olmerta-Pereca. Odczuwa się dalszy wzrost napięcia między imigrantami z Europy i Afryki Północnej, między Aszkenazami i Sefardami, którzy oskarżają elitę aszkenazyjską o podżeganie opinii przeciwko szefowi sztabu generalnego, wychodźcom z Iranu, przeciwko prezydentowi Mosze Kacawowi oraz ministrowi obrony Amirowi Perecowi. Przypominają niepowodzenia wojenne przeszłości, kiedy wojskiem i krajem kierowały ekipy "bladolicych" weteranów i dzieci tych weteranów.

Żydostwo diaspory, chociaż pomaga Izraelowi, z cicha szemra i narzeka, ponieważ przedmiot ich chluby - Izrael, stracił stracił swoją pozycję supermocarstwa Bliskiego Wschodu. Prognostycy, których zawsze jest dużo i którzy przypisują sobie nieomylność, chociaż prawie zawsze sie mylą, pieczołowicie rozpowszechniają i malują czarne obrazy zdolności, a raczej jego niezdolności do przeciwstawiania się przyszłej wojnie, zwłaszcza w obliczu niebezpieczeństwa nuklearnego ze strony Iranu. Środki masowego przekazu, które jednomyślnie poparły wojnę i transmitowały ją prawie na żywo, podgryzają teraz rząd i polityków ze wszystkich stron w sposób bezprecedensowy. Atmosfera wygląda na histeryczną, a w dodatku prokuratura wykorzystuje niemoc i wątłość władzy, czujnie nadzoruje polityków, a to wszystko dzieje się w atmosferze manipulowania sondażami wskaźników popularności. Toczą się cyniczne i otwarte zatargi między politykami i ich krytykami. W ramach ustroju demokratycznego panuje atmosfera trybunałów na wzór rewolucji jakobińskiej, która - jak wiadomo - "pożerała własne dzieci". W salonach izraelskich pogawędkom nadają ton cynicy i sceptycy, generałowie dnia wczorajszego, którzy jednogłośnie, chociaż w różnych wariacjach, komentują, krytykują i polewają brudem swoich następców, chociaż większość z niech jest bezpośrednio odpowiedzialna za klęski i niepowodzenia, większe i mniejsze. Ale nie, istnieją wojny deluxe, nie było takich i nie będzie.

Znów na powierzchnię wypłynęła cała kupa reformatorów - różnego rodzaju ekspertów w dziedzinie technik władzy i rządu, którzy proponują dalekosiężne reformy, jak np. zwiększenie tempa prywatyzacji, przejście do ustroju prezydenckiego, do rządu technokratów, do zmiany ordynacji wyborczej, aby pozbyć się drobnych partii, a przy sposobności i partii arabskich. Proponują różne reformy, które w ogóle nie są związane z wynikami drugiej wojny libańskiej, reformy po części niedemokratyczne, uderzające w mniejszości etniczne, religijne, razem z wiarą żydowską w elementarne prawa obywatelskie, jak np. prawo do posiadania swych przedstawicieli w organach władzy. Duch napoleoński buja nad krytykami, ale wszystko to wygląda przynajmniej pseudo elegancko, przemawia się mądrymi zdaniami, niby wyglądającymi konstytucyjnie.

Są tacy, którzy w ogóle wątpią, że Izrael będzie istniał przez jakieś dwa pokolenia. Część Żydów zaczyna porównywać swój kraj do państwa krzyżackiego. Porównanie bolesne, niepotrzebne i wygląda na apokaliptyczne. Jego źródłem jest rozpacz, ale swego rodzaju nihilizm, który Żydom wcale nie jest obcy. Coraz więcej Izraelczyków kupuje mieszkania za granicą (zwłaszcza osoby, które stać na to finansowo), więcej Izraelczyków interesuje się możliwością przywrócenia takiego, czy innego obywatelstwa, a potem przekazania go dzieciom. W modzie jest otrzymanie dodatkowego paszportu zagranicznego (na wszelki wypadek - jakby się coś stało).

Reklama

Oni wszyscy zapomnieli słowa hymnu narodowego, który nazywa się "Hatikwa" ("Nadzieja"):

Jak długo w sercu tętni krew

Dusza żydowska życiem drga

I w stronę Wschodu hen się rwie

Wzrok do Syjonu biegnie bram

Tak ufność w nas nie zaginie

Nadzieja dwóch tysiącleci

Wolnym lud będzie we własnej krainie

W syjońskiej ziemi, w Jerozolimie.

24 kwietnia Izraelowi wypełniło się 59 lat. Dla osoby to wiek dość poważny. Dla kraju wiek dziecka. Naród, którego wiek szacuje się na 6 tysięcy lat, żyje w swoim kraju tylko kilka dziesiątków lat. W kraju tak młodym i w tak młodym państwie. Często nie szczędzimy bardzo ostrych słów pod adresem naszego kraju, naszego rządu, naszych przywódców. Ale zawsze, zawsze mówimy - i to nie tylko my, Izraelczycy - ale i nasi nieprzyjaciele, tak jak swego czasu śpiewała wspaniała piosenkarka pochodzenia polskiego Lea Dganit (1904-1985):

"Jak by tam nie było, coś w nim jest"



Szewach Weiss był w latach 2000-2003 ambasadorem Izraela w Polsce. Świetnie mówi po polsku, gdyż urodził się w Borysławiu w Polsce (obecnie Ukraina). Jego ojciec był właścicielem sklepu spożywczego. W czasie wojny ukrywał się przed Niemcami u Ukrainki, a potem w polskich rodzinach. Po wojnie wyjechał do Izraela. W tamtejszej armii został podoficerem od kultury dla północnej części Izraela. Był obiecującym sportowcem, ale jego karierę przerwał wypadek samochodowy. W 1975 roku był założycielem Wydziału Mediów na Uniwersytecie w Hajfie i od tego roku był profesorem nauk politycznych na tej uczelni.

Od 1981 roku był posłem do Knessetu (izraelskiego parlamentu). W latach 1988-1992 był wiceprzewodniczącym, a następnie w latach 1992-1996 przewodniczącym Knessetu, a także delegatem izraelskiego parlamentu do Rady Europy. Od 2000 r. jest Przewodniczącym Rady Instytutu Pamięci Yad Vashem. Jednocześnie gościnnie prowadzi wykłady na temat historii i polityki Izraela na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.