Niemal dokładnie w rocznicę ujawnienia przez DGP nieznanych szczegółów akcji ratowania Żydów przez polskich dyplomatów pracujących w Szwajcarii udało się odzyskać dla Polski bezcenne archiwum rodziny Eissów. Wśród dokumentów znajdują się m.in. oryginały paragwajskich paszportów, które wypisywał dla Żydów konsul Konstanty Rokicki, pracujący pod nadzorem posła Aleksandra Ładosia.
Naszą powinnością było odzyskanie archiwum Eissa, niepodważalnego dowodu na to, że Polacy, państwo polskie, jego przedstawiciele systemowo i instytucjonalnie byli zaangażowani w ratowanie Żydów podczas II wojny światowej. Działalność ówczesnych polskich dyplomatów w Szwajcarii, na nowo odkryta i udokumentowana, może być inspiracją dla historyków, ale także dla pisarzy, dla filmowców, dla twórców kultury – powiedział wczoraj minister kultury Piotr Gliński.
Zbiór Eissa to jeden z największych na świecie zbiorów dokumentów pokazujących pomoc dyplomatyczną udzielaną Żydom. To dowód, jak dyplomaci – w tym wypadku polscy – starali się przeciwdziałać Zagładzie – mówi DGP Jakub Kumoch, ambasador RP w Szwajcarii. – Odzyskanie go było naszym moralnym obowiązkiem, bo po 75 latach oddaje sprawiedliwość ludziom, którzy ryzykowali własną karierę, a być może także życie, by ratować innych przed śmiercią – dodaje.
Reklama
Dzięki latynoamerykańskim paszportom, które polscy dyplomaci wystawiali w ścisłej współpracy ze szwajcarskimi środowiskami żydowskimi, udało się uratować co najmniej kilkuset Żydów, nie tylko z Polski, ale także m.in. z Belgii, Holandii i Niemiec. Co najmniej kilku ocalonych żyje do dziś. Jak pisaliśmy, III Rzesza uważała, że obywateli państw latynoamerykańskich uda się wymienić na niemieckich jeńców.
Reklama
Polacy i Żydzi kupowali od latynoamerykańskich konsulów puste blankiety paszportów. Sami nie brali pieniędzy od ratowanych ludzi, co w 1943 r. potwierdziła szwajcarska policja. Konsul Rokicki wypełniał blankiety danymi Żydów dostarczonymi przez diasporę. Posiadacze paszportów zamiast do obozów śmierci byli wysyłani przez Niemców do obozów jenieckich, gdzie mieli większą szansę, by doczekać wymiany lub końca wojny. Grupie berneńskiej udałoby się ocalić więcej ludzi, gdyby nie wpadka, po której rządy latynoamerykańskie w większości przestały uznawać legalność paszportów. Część ich posiadaczy ostatecznie trafiła do Auschwitz.
Akcja początkowo odbywała się bez wiedzy polskich władz, jednak gdy rząd w Londynie się o niej dowiedział, dał swoje błogosławieństwo. „Ministerstwo było ostatnio informowane przez organizacje żydowskie, jakoby istniała możność indywidualnego ratowania Żydów przed uśmierceniem ich ze strony Niemców na zasadzie paszportów krajów Ameryki Południowej. Momenty natury ściśle humanitarnej nakazują nam pójście jak najdalej na rękę w tego rodzaju sprawach” – czytamy w depeszy polskiego MSZ do posła Ładosia z maja 1943 r.
Chaim Eiss był jednym z członków grupy berneńskiej. Ten ortodoksyjny działacz diaspory, urodzony w Ustrzykach Dolnych w 1876 r., ściśle współpracował w tym zakresie z polskimi dyplomatami: posłem Ładosiem, konsulem Rokickim, a także zastępcą Ładosia Stefanem Ryniewiczem oraz pracownikiem konsulatu Juliuszem Kühlem, który sam był polskim Żydem. Potomkowie zmarłego w 1943 r. Eissa, mieszkający dziś m.in. w Jerozolimie, odziedziczyli po nim część dokumentów, w tym wypełnione ręką Rokickiego paszporty, których nie udało się wysłać Żydom z okupowanej Europy.
Archiwum rodziny Eissów widzieliśmy w lipcu 2017 r. podczas pracy nad cyklem artykułów poświęconych grupie berneńskiej. Zostaliśmy wówczas przyjęci przez prawnuka Chaima Eissa, który mieszka z żoną w chasydzkiej dzielnicy w zachodniej części Jerozolimy. Ultraortodoksyjna rodzina pokazała nam kilkanaście wypełnionych paszportów, korespondencję między środowiskami żydowskimi a dyplomatami, listy Żydów, którym miano wystawić dokumenty, a także liczne – opisane na odwrocie nazwiskami i adresami – zdjęcia, które miały zostać wklejone do pozyskanych blankietów.
To kilkaset zdjęć ludzi, którym – jak przypuszczamy – nie udało się wystawić paszportu. Wielu z nich to prawdopodobne ofiary Zagłady. Mogą to być ich jedyne zdjęcia. Naszym obowiązkiem moralnym wobec ofiar jest, by te fotografie zostały w należyty sposób zdygitalizowane, żeby rodziny mogły znaleźć swoich bliskich. Taki jest mój cel – deklaruje Jakub Kumoch.
Od lata 2017 r. trwały negocjacje z rodziną Eissów w sprawie przekazania kolekcji, zakończone sukcesem dzięki determinacji ambasadora w Szwajcarii Jakuba Kumocha i konsula honorowego RP w Zurychu Markusa Blechnera, potomka polskich Żydów. Rodzina Blechnerów wywodzi się – podobnie jak Eissowie – z dzisiejszego Podkarpacia. Przed wojną mieszkała w Monachium, by uciec do Szwajcarii w 1939 r. ostatnim lotem przed agresją III Rzeszy na Polskę.

Dokumenty te stanowią bardzo ważny zbiór, ukazujący z jednej strony ówczesny dramat polskich rodzin żydowskich, a z drugiej strony podejmowane próby wydostania jak największej liczby osób z zamykającego się nad nimi piekielnego kręgu Zagłady – mówił wczoraj Piotr Cywiński, dyrektor Muzeum Auschwitz-Birkenau. Archiwum początkowo będzie można obejrzeć w Bernie, a potem trafi do Muzeum Auschwitz-Birkenau, gdzie dokładnie przeanalizują je badacze Holokaustu.