Skandal wokół smoleńskich pogrzebów z agentem w tle>>>>

Reklama

- Zadałem sobie wczoraj pytanie, dlaczego autorzy „Superwizjera”, przygotowując program dotyczący pogrzebów po Smoleńsku nie zwrócili się do mnie z pytaniami. Przez cały dzień krążyło przekonanie, że ja nic nie mówię i nic nie opowiadam – powiedział Michał Boni, minister administracji i cyfryzacji, który w kwietniu 2010r. koordynował sprawy związane z transportem ciał ofiar katastrofy. – A ta historia jest dosyć prosta – dodał.

10 kwietnia on i jego współpracownicy zastanawiali się, czy rząd dysponuje odpowiednią liczbą trumien, którymi można przewozić ciała w transporcie międzynarodowym. – Normalnie w MON, z oczywistych względów, udział w misji w Afganistanie, jest ok. 10 takich trumien. Tego dnia były trzy. Poprosiliśmy MON, żeby sprawdzili, jaka jest dostępność takich trumien i dostaliśmy odpowiedź, że w szybkim czasie one nie są dostępne. Dlatego Inspektorat Wsparcia został poproszony o przygotowanie całej akcji i sprawdzenie, gdzie można je kupić tak, żeby one jak najszybciej były w Polsce – opowiadał minister Boni.

11. kwietnia przed południem podjęto decyzję o zakupie trumien we Włoszech, które 12. kwietnia po południu dotarły do Polski i zostały umieszczone w samolocie NATO, sprowadzonym z Budapesztu. – To było strasznie ważne, żeby były te trumny, żeby nikt nie powiedział, że są „ruskie trumny” i żeby można było można jak najszybciej sprowadzać ciała Polaków, którzy zginęli – powiedział Boni.

Skomentował również ofertę Polskiej Izby Pogrzebowej, która 10 kwietnia zaoferowała rządowi przeprowadzenie tej operacji za darmo. – Otrzymaliśmy z policji sygnały, że oferować to mogą osoby kontrowersyjne, związane z trudnymi sprawami pogrzebowymi z Łodzi. Ja bez sprawdzania zdecydowałem, że ponieważ to jest kontrowersyjne, to organizacją pogrzebów zajmą się miasta na zlecenie wojewody – mówił Boni. – Polska Izba Pogrzebowa ma swoje osoby i część tych osób była, zdaniem policji, powiązana ze sprawami, które toczyły się w Łodzi – dodał.

Michał Boni odniósł się również do zarzutu, że w sprowadzeniu trumien do Polski pośredniczył tajny współpracownik Wojskowych Służb Wewnętrznych. - Mogło się tak zdarzyć i ja tego nie wykluczam. Ale czy ja miałem sprawdzać każdą osobę? Dwa tysiące osób, które uczestniczyły w procesie decyzyjnym? No musi być jakiś element zaufania – kontrował Boni. – Nikt tego nie sygnalizował. Uważam, że jeśli ktoś sugeruje, że wszystko to co wtedy robiliśmy, przy błędach, które mogły być popełnione, było robione z jakąś złą wolą to jest nienormalny. Mówię to bardzo jasno i wyraźnie – mówił wyraźnie zdenerwowany Boni.

Chwilę później dodał, że jego zdaniem analizowanie tych spraw prowadzi do podważenia zaufania do rządu. - Jeśli coś było nie w porządku to trzeba to sprawdzić, ale nie stawiałbym generalnego zarzutu, że to był spisek z tymi trumnami. Wszystko zrobiono w dobrej intencji i z dobrą wolą, moim zdaniem nie łamiąc żadnych reguł. Ta gra naprawdę podważa zaufanie do rządu, do różnych instytucji, bo to jest nieustanne takie szczypanie, nawet niekiedy kopanie – mówił minister administracji i cyfryzacji.

Bardzo ostro Michał Boni skrytykował argumenty dotyczące braku oszczędności w momencie katastrofy. - Toczenie dwa i pół roku po tej straszliwej tragedii batalii o to, czy trumna była za 300 złotych więcej, czy mniej, jest po prostu niepoważne. Czy wtedy było istotne żeby się zastanawiać, czy możemy coś zrobić taniej? Gdybym miał robić tanio, to bym nie sprowadzał z Budapesztu samolotu NATO. Miałem tego nie robić? I co, tam gdzie były wnioski ze strony rodzin o renty specjalne, niektóre dosyć dyskusyjne, to miałem się zastanawiać i odpowiedzieć, że my sprawdzimy, zastanowimy się i za siedem dni damy odpowiedź drogą administracyjną? Ludzie! No przecież to wariactwo jest – skomentował Boni.