A to dlaczego Dzień Zwycięstwa w Moskwie? - pyta Schetyna na karykaturze, opierając się na książce zatytułowanej "Historia wielkiej wojny ojczyźnianej". Dlatego, że ja w Berlinie - odpowiada mu na to czerwonoarmista z pomnika z dzieckiem na jednym ramieniu i z mieczem w drugiej dłoni. Rysunek opublikowany przez agencję informacyjną RIA Novosti odnosi się do ostatnich komentarzy szefa polskiej dyplomacji, który najpierw próbował przekonywać, że niemiecki obóz koncentracyjny Auschwitz wyzwalali Ukraińcy, a potem zaczął głośno zastanawiać się nad zorganizowaniem na Westerplatte obchodów 70. rocznicy zakończenia II wojny światowej.
Jak sam Grzegorz Schetyna komentuje ten satyryczny obrazek?
Zawsze z uśmiechem oglądałem karykatury z lat 50., czyli szczytu zimnej wojny - przyznaje minister spraw zagranicznych w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". - Trzeba przyznać, że ówcześni wrogowie komunizmu byli rysowani świetną kreską. "Łańcuchowe psy reakcji" to towarzystwo absolutnie ekskluzywne. Gdy zobaczyłem ten rysunek, nawet się uśmiechnąłem. Jeśli dostanę oryginał, chętnie oprawię go w ramki i powieszę na ścianie - dodaje.
Nie zgadza się jednak z wymową karykatury, z której może wynikać, że Polska prowadzi wojnę z Rosją. Wojnę o historię.
Używanie słowa wojna nie jest dobre w kontekście dyplomacji. Przyczyną obecnej sytuacji jest to, że Rosjanie stali się zakładnikami swojej pierwszej reakcji z połowy stycznia. Chodzi o moją wypowiedź przed obchodami 70. rocznicy wyzwolenia Auschwitz, w której stwierdziłem, że obóz wyzwalali żołnierze narodowości ukraińskiej - przekonuje Grzegorz Schetyna.