W tym celu do Moskwy - już w niedzielę - przyleci minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller, który stoi na czele polskiej komisji rządowej badającej okoliczności katastrofy pod Smoleńskiem.

Reklama

Przed wizytą w MAK zostanie on przyjęty w Białym Domu (siedzibie rządu Rosji) przez wicepremiera Siergieja Iwanowa. Tam też podpisane zostanie trójstronne memorandum o przekazaniu stronie polskiej nagrań z rejestratorów pokładowych prezydenckiego Tu-154M.

Ze strony Rosji sygnatariuszami tego dokumentu będą: wicepremier Iwanow jako wiceprzewodniczący rosyjskiej komisji rządowej wyjaśniającej przyczyny smoleńskiej tragedii oraz Tatjana Anodina, przewodnicząca Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego, który niezależnie bada okoliczności katastrofy polskiego samolotu.

Szczegóły memorandum nie są znane. Rzecznik rosyjskiego MSZ Andriej Niestierienko informował wcześniej, że pozwoli ono uregulować problemy związane z przekazaniem kopii zapisów z czarnych skrzynek z rozbitej maszyny z uwzględnieniem ograniczeń wynikających z chicagowskiej konwencji o międzynarodowym lotnictwie cywilnym i norm Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego (ICAO).

Z kolei Anodina zapowiadała, że przekazanie nastąpi przy udziale przedstawicieli prokuratur generalnych Rosji i Polski. "Z ich udziałem powinny być przeprowadzone badania autentyczności tych rejestratorów i wszystkie procedury" - przekazała.

Szefowa MAK zaznaczyła, że zgodnie z praktyką rejestratory parametrów lotu zwykle do samego końca, tj. do chwili ogłoszenia raportu końcowego na temat katastrofy, znajdują się w posiadaniu komisji badawczej, czyli w tym wypadku - Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego.

Zgodnie z chicagowską konwencją o międzynarodowym lotnictwie cywilnym i normami ICAO, dane z pokładowego rejestratora głosów w kabinie pilotów nie mogą być podawane do publicznej wiadomości bez zgody strony badającej okoliczności katastrofy. Przy czym publikowane mogą być tylko te zapisy, które mają wpływ na wyjaśnienie przyczyn i okoliczności wypadku.

Reklama

"Mam nadzieję przywieźć wszystkie dokumenty niezbędne do pracy polskiej komisji, tak abyśmy mogli zakończyć rozpracowywanie tych wątków, które nie mogły być dokończone bez wiedzy źródłowej" - oświadczył Miller podczas czwartkowego spotkania z dziennikarzami w Warszawie. "Nie możemy opierać się na żadnych innych materiałach, jak tylko źródłowych" - dodał.

czytaj dalej >>>



Premier Donald Tusk informował we wtorek, że gdy strona rosyjska przekaże Polsce zapisy czarnych skrzynek, materiały te zostaną natychmiast upublicznione w formie pisemnej.

Z kolei Prokuratura Generalna RP podawała, że prokuratorzy czekają na zgranie zapisów z rejestratorów pokładowych w ramach wniosku o pomoc prawną, skierowanego do Prokuratury Generalnej Rosji. Jest to odrębna procedura.

Czarne skrzynki z polskiego Tu-154M zostały przewiezione do Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego w Moskwie w kilka godzin po katastrofie. Tam zostały otwarte w obecności polskich ekspertów. Po skopiowaniu ich zapisów na nośniki elektroniczne oryginały zostały umieszczone w szafie pancernej. Sejf został opieczętowany przez przedstawicieli obu krajów.

Siergiej Zajko, ekspert z MAK, który nadzorował kopiowanie i odczytywanie zapisów z rejestratorów pokładowych prezydenckiego Tu-154M, powiedział PAP, że nie było z tym poważniejszych problemów technicznych.

"Dane - generalnie - są w normalnym stanie. Dane z rejestratora rozmów w kabinie pilotów nie odbiegają jakością nagrania o tych z innych wypadków Tu-154. Występują szumy. Główną trudnością było więc sporządzenie stenogramu rozmów załogi. Pomogli nam w tym nasi polscy koledzy. To oni sporządzali stenogram w części dotyczącej języka polskiego. Oni też identyfikowali głosy załogi" - poinformował Zajko.

"Wszystko, co wychwyciła nasza aparatura i uszy wielu naszych specjalistów, zostało przeniesione na papier. Mogły pozostać tylko szumy w tle, których nie da się rozszyfrować. Informacje, które posiadamy, są wystarczające do oceny całego lotu, w tym techniki pilotowania. Białych plam praktycznie nie mamy" - podkreślił.

Przedstawiciel MAK podał, że dane z rejestratora parametrycznego zostały uzupełnione o dane z komputerów pokładowych samolotu. "W tym przypadku były to urządzenia produkcji USA. Informacje z nich skopiowaliśmy przy współpracy z kolegami amerykańskimi z Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu (NTSB). Dane te nie są sprzeczne z danymi z rejestratorów pokładowych. Potwierdziły, że urządzenia pokładowe, w tym system ostrzegania przed zderzeniem z ziemią (TAWS), były sprawne" - poinformował Zajko.

W katastrofie z 10 kwietnia zginęło 96 osób, w tym prezydent RP Lech Kaczyński i jego małżonka Maria. Polska delegacja udawała się do Katynia na uroczystości związane z 70. rocznicą zamordowania tam polskich oficerów przez radzieckie NKWD.